piątek, 28 lutego 2014

Siedem

*perspektywa Anny Drzyzgi*

   Otworzyłam drzwi i z powrotem udałam się na kanapę, wpełzając pod kocyk.
- Jak chcesz coś do picia to masz tutaj - wskazałam na dzbanek stojący na ławie. - Tylko kubek musisz sobie przynieść, chyba, że ci nie przeszkadza, to możesz pić z mojego. Wybacz brak gościnności.
   Usiadł koło mnie i położył dłoń na moim kolanie.
- Zmęczona?
- Bardzo, wręcz cholernie. Ta rehabilitacja w Warszawie to była pestka. Tutaj dostaję nieźle w kość. W dodatku chyba cierpię na jakąś pieprzoną bezsenność, bo nie mogę zmrużyć oka przez ostatnie dwa dni, mimo że ledwo chodzę. Mówią, że życie ma tyle samo wad, ile zalet. Nieprawda.
- Dlaczego?
- Bo wad jest o wiele więcej. W moim życiu one nieźle przeważają. Łącznie z kontuzją, wiecznym zmęczeniem, bólem kości... Ze wszystkim, dosłownie. Mam wrażenie, że gnaty mi gruchną, jak któregoś ranka będę wstawać z łóżka. Kręgosłup na pół, torebki stawowe przerwane... Istny koszmar.
- To pewnie z wysiłku i braku regeneracji.
- Tak, pewnie, tak, ale to nie zmienia faktu, że upierdliwość tego bólu sięga poziomu hard.
- Chodź tu do mnie, Maleńka - zachęcił, obejmując mnie ramieniem i lekko przyciągając do siebie.

*perspektywa Nikołaja Penczewa*

    Po godzinie rozmowy i delikatnym kołysaniu jej przemęczonego i wiecznie niewyspanego ciała, leżała w moich objęciach, a jej oddech podczas snu był melodią dla moich uszu. Patrzyłem na nią z rozanieleniem. Mimo pokaźnego, jak na kobietę, wzrostu, była kruszynką opatuloną kocem i mymi ramionami. Nie potrafiłem oderwać od niej wzroku.
   Długie rzęsy, grzywka lekko opadająca na oczy... Brakowało tylko jej pięknego uśmiechu, którego nawet dzisiaj nie zaprezentowała. Wyglądało to, jakby się trochę odizolowała. Niby ze mną rozmawiała, ale ta konwersacja była inna, niż poprzednie, oschła. Może to ze mną coś jest nie tak? Może zawiniłem i nie potrafię tego dostrzec?
   Ania wydała z siebie cichy pomruk i po dwóch godzinach wróciła do rzeczywistości. Kąciki jej ust wreszcie poszybowały ku górze, a ona sama wstała z kanapy i ruszyła do łazienki. Po pięciu minutach z powrotem wskakiwała pod kocyk.
- Dziękuję Ci. Mogłam chociaż przez chwilę pospać.
- Dalej możesz.
- Nie. Spróbuję zasnąć w nocy. Dziś jestem sama, więc chrapanie Fabiana nie będzie mi przeszkadzać.
- Zostać z tobą?
    Spuściła wzrok, uśmiechnęła się ponownie i zerknęła na mnie.
- Mógłbyś? - spytała, uważnie mnie obserwując.
- Oczywiście. Skoczę tylko po torbę na jutrzejszy trening i parę drobiazgów, a w drodze powrotnej zajdę do sklepu po coś na kolację.
- Super.

*perspektywa Anny Drzyzgi*

   Nikołaj wrócił po pół godziny. Przygotowaliśmy kolację, a następnie pochłonęliśmy swoje porcje, jakbyśmy przez ostatni tydzień jechali na kiełkach i sałacie (nie mam nic do zieleniny). Naczynia wylądowały w zmywarce, a mój wyczerpany organizm pod strugami ciepłej wody i centymetrami sześciennymi owocowego żelu pod prysznic. Po wytarciu się do sucha i przyodzianiu w bieliznę, bawełniane szorty i czarną bokserkę udostępniłam łazienkę chwilowemu współlokatorowi.
   Po dwudziesty, może trzydziestu, minutach czekałam, aż Penczew włączy na DVD jakiś film, ale cudowny sprzęt Fabiana nie obsługiwał plików tego typu. Co za zdzierstwo!
    Niki opadł na kanapę ze zrezygnowaną miną, ciężko wzdychając.
- Szajs - mruknęłam.
- Mogłem się spodziewać, że nie będzie odbierać.
- Co nie zmienia faktu, że to szajs.
- A ja myślałem, że Igła to uparty osioł! Oczywiście lubię go, ale to nie zaprzecza temu, że to uparciuch.
- Różnie mówią.
- Im starsza, tym bardziej uparta?
- Im starsza tym bardziej doświadczona - odpowiedziałam spokojnie. - Przepraszam, czy ty mi właśnie wypominasz wiek?!
- Skądże! Czy kobiety we wszystkim widzą drugie dno?
- Czy faceci we wszystkim widzą seks?
- Bez przesady. Nie we wszystkim.
- Dobra, prawie wszystkim.
- Trafiłaś.
- W tym, że zgodziłam się, abyś tu nocował też wyczułeś podtekst seksualny? - zaśmiałam się.
    Zawtórował mi i, gdy już doszedł do siebie, odpowiedział przecząco na moje pytanie. Po kilku minutach rozmowy postanowiliśmy, że wyłożymy swoje cielska na moim łóżku, gdyż oboje marzyliśmy, by dać wytchnienia obolałym po treningach gnatom.
   Położyłam się na plecach z rękoma założonymi za głowę. Nikołaj przyjął taką samą postawę. Zamknęłam oczy, bo jakiż był sens otwierania ich, gdy w pokoju panował mrok?
- Aniu...
- Hm?
- Kim ja dla ciebie jestem?
    Zastanowiłam się. Nigdy wcześniej nie odczuwałam potrzeby, by o tym myśleć.
- Kimś ważnym - mój głos zabrzmiał nadzwyczaj stanowczo. - Nie wiem, czy nie znam cię zbyt krótko, aby móc nazwać przyjacielem, ale uwierz mi zajmujesz dość sporą powierzchnię w moim serduchu. Wspierasz mnie, martwisz się o mnie, bardzo lubię spędzać z tobą czas, czy to na rozmowie, czy milczeniu. Wystarcza mi sama twoja obecność.
- Miło mi... Wiesz, że... że jesteś dla mnie ważna, prawda?
- Teraz już wiem - kąciki moich ust uniosły się automatycznie, choć on pewnie nie dostrzegł tego gestu.
- Też się teraz uśmiecham - mruknął, a jego głos był nader głośny, co wywołało u mnie niewielki szok, ponieważ byłam przekonana, że odległość nas dzieląca jest nieco większa.
- Nie bój się - zachichotał, gdy moje mięśnie grzbietu na chwilkę się przykurczyły.
   Czułam, jak jego oddech pieści moje ramię.
- Uważaj, bo nic nie widzę, jak ci wyjadę w kask to przepraszam.
- Jak co zrobisz? - spytał rozbawiony.
- Nieważne. Dobra, jest git.
   Przekręciłam się na brzuch. Teraz wydychane przez niego powietrze ocierało się lekko o moje czoło. Jego ręka delikatnie gładziła moje plecy, a ja mimo ciemności, miałam przypuszczenia, iż przyjmujący bacznie mi się przygląda.
- I jak? Wyglądam tak samo, jak przy zapalonym świetle? - zażartowałam.
- Prawie tak samo. Jak jest jasno jeszcze milej się na ciebie patrzy.
- To chyba dobrze, nie?
- Bardzo dobrze - westchnął głęboko, jakby właśnie skończył jakieś arcytrudne ćwiczenie. - Obiecaj mi, że mnie nie zabijesz.
- Dlaczego miałabym cię zabić?
- Po prostu obiecaj.
- Ale...
- Obiecaj. Zrób to dla mnie - usłyszałam nutkę błagania w jego głosie.
- Dobrze, obiecuję.
   Mruknął pod nosem coś po bułgarsku i lekko musnął moje wargi. Raz, drugi, trzeci... Aż wreszcie połączył je ze swoimi w trwalszym pocałunku. Po chwili przyjemności odsunął się lekko, a w całym pomieszczeniu można było wyczuć jego poddenerwowanie.
- Przepraszam - rzekł pokornie.
- Nie masz za co - odparłam, głaszcząc go po policzku.
   Jak dobrze, że moje oczy już przyzwyczaiły się do ciemności!
- Nie zrobiłeś nic złego.
- Jesteś kochana, wiesz?
- Czasami zdarzają mi się przebłyski człowieczeństwa.
- Nie mam pojęcia, jak Santiago mógł cię tak krzywdzić...
- Nie był sobą - przerwałam mu.
- Jeszcze go bronisz?
- Interesuję się psychologią i wiem co nieco. On po prostu załamał się psychicznie, ale... Nie rozmawiajmy o tym.
- Trudny temat?
- Dokładnie.
   Wtuliłam się w niego, zakreślając kciukiem na jego torsie krzyżyk i napis "Niech Bóg zawsze będzie z Tobą". Odetchnęłam głęboko i przeklęłam się w myślach za to, co zaraz zrobię.
- Przepraszam, jeśli kiedykolwiek zranię cię w jakikolwiek sposób. Mi po prostu bardzo brakowało takiej bliskości. Bardzo.
   Chwyciłam jego twarz w dłonie i, patrząc mu przepraszająco w oczy, złączyłam nasze usta. Potem wszystko potoczyło się już bardzo szybko. Penchev nie stawiał zbytnio oporu, właściwie prawie żadnego. Miałam wrażenie, że dość długo czekał na ten moment.

*perspektywa Nikołaja Penczewa*

   Obudziła mnie poranna krzątanina Ani. Brunetka właśnie zakładała szorty, a następnie w jej ręce dostała się koszulka. Moje ciuchy walały się po całym pokoju. No tak, wczoraj nie bardzo interesowało nas składanie odzieży.
- Co się dzieje? - spytałem półprzytomny, przeciągając się.
- Fabian tu zaraz będzie.
- I?
- Żartujesz? Przecież nie może dowiedzieć się, że przespałam się  z jego kolegą z klubu! Chociaż... On, jak on, ale rodzina? Nie daliby mi spokoju, gdyby się przy nich wygadał.
- O dziewczyno, dziewczyno - mruknąłem, przyglądając się jej.
   Lekko rozczochrana i zakręcona była jeszcze piękniejsza.
   Otworzyła drzwi.
- A tak w ogóle... - zacząłem, ale w korytarzu stał Fabi, więc się przymknąłem.
   Pomachałem mu, nakryłem się kołdrą i dalej poszedłem spać.

*perspektywa Fabiana Drzyzgi*

- Cześć, siostra. Cześć, Niki - odmachałem kumplowi.
- Co ty tu robisz? - warknęła, zamykając za sobą drzwi.
- Z moich informacji wynika, że mieszkam.
- Miałeś być za godzinę.
- Zmiana planów. Chyba nie przeszkodziłem?
- Daruj sobie.
- Nie wmówisz mi, że nic nie było. Przecież on był co najmniej półnagi!
- Morda w kubeł, pachołku.
- Siostra! Pilnuj się.
- To ty się pilnuj, bo powiem Monice o niejakiej...
- Zgoda. Siedzę cicho.
- Wiedziałam, że się dogadamy - uśmiechnęła się, znikając w czeluściach łazienki.

#TeamNikołaj będzie mnie dziś ubóstwiał, coś tak czuję.
Nie przyzwyczajajcie się, bo troszeczkę się tu jeszcze wydarzy.

Co do rozdziału... Jestem nawet zadowolona. Szału nie ma, dupy nie urywa, ale w moich opowiadaniach to norma. Zawsze może być lepiej, ale nie jest aż tak źle, jak przypuszczałam, że będzie. Póki co, ładnie mi się to układa... Zobaczymy, co będzie później.

Mam do Was prośbę. Mogłabym prosić o parę lajków (głównie chodzi o reklamy blogów) na moim asku?
Jeśli tak, to klik!

Ode mnie to chyba tyle. Nie ma co się rozpisywać.

Pozdrawiam, Zuza.

piątek, 21 lutego 2014

Sześć

*perspektywa Anny Drzyzgi*

   Po kilku dniach rehabilitacji, paru wieczorach spędzonych na długich spacerach z Nikołajem, hektolitrach wypitych napojów izotonicznych i owocowych herbatek oraz ciężkich treningach siatkarskich, ponownie pojawiłam się na Podpromiu. Po godzinnej kuracji z tutejszym fizjoterapeutą wzięłam krótki prysznic i udałam się na trening brata i jego kolegów. Przepraszam, braci i ich kolegów. Piotrek udusiłby mnie, gdybym go nie uwzględniła.
   Z zaciekawieniem wpatrywałam się w resoviaków ganiających za migającymi lampkami, które miały poprawić ich, już i tak dobry, refleks. Igła był w tym, rzecz jasna, królem, ale nie na darmo ma miano najlepszego libero w Polsce, jak nie w Europie, choć znając fantazję i wiarę kibiców to śmiało można stwierdzić, że jest światowym mocarzem na tej pozycji.
- Podoba ci się? - spytał trener Kowal.
- Dzień dobry, panie Andrzeju.
- Dzień dobry.
- Owszem. Technologia potrafi nie tylko poprawić jakość gry, ale również dostarczyć wiele radości z, powiedzmy, zabawy. Obejrzeć trening tego typu to bardzo przydatne doświadczenie.
- Chcesz spróbować?
- Na prawdę? Mogę?
- Oczywiście. Chodź.
   Trener pomógł mi przejść przez bandy, a Niki zgłosił się na ochotnika, by razem ze mną skakać od pachołka do pachołka. Zwinnie nam szło dopiero po kilku podejściach, bo na początku wpadaliśmy na siebie lub sprzeczaliśmy się o to, które światełko się zapaliło. Było dużo śmiechu, zarówno naszego, jak i reszty zawodników oraz sztabu.
   Odwróciłam się do Pencheva, który stał za mną i uśmiechnęłam się, głęboko oddychając w celu uspokojenia pracy serca. Nasze twarze dzieliły centymetry, w jego oczach widziałam chęć zmniejszenia tej odległości, więc w odpowiedzi na nieme pytanie bijące z jego źrenic zaśmiałam się krótko i spuściłam głowę. Ogólnie rzecz biorąc, nie mówię kategorycznego "nie", ale to nie czas i miejsce na tego typu zachowania i on dobrze o tym wie.

*perspektywa Matta Andersona*

   Zablokowałem przejście Ani, prowokując ją do zajęcia miejsca pod ścianą. Spojrzała na mnie przyjaźnie i uniosła odrobinę brew, czekając na chociażby słowo wyjaśnienia.
- Cześć. Pamiętasz mnie? - spytałem bez ogródek.
- Poznaliśmy się na Podpromiu - przerwała na chwilę. - Właściwie to Paul mi cię przedstawił. O to ci chodzi?
- Niekoniecznie. Na prawdę sądzisz, że poznaliśmy się zaledwie kilka dni temu?
- A nie?
- Przepraszam. Może to mi się coś pokręciło.
- Nic nie szkodzi. Byłeś dzisiaj świetny na treningu. Kolejna perełka w Sovii! W końcu nie na darmo grałeś w Zenicie. Wielki szacunek. Jesteś jednym z najlepszych siatkarzy, z którymi miałam okazję porozmawiać... Oczywiście poza naszą kadrą, bo to są guru - zaśmiała się. - Przepraszam, że tyle gadam.
- Nic się nie stało. Dziękuję za komplement. To bardzo miłe.
- Nie ma za co. Do zobaczenia, Matthew.
   Minęła mnie i wyszła z hallu na podwórze.
   Sposób, w jaki wypowiadała moje imię... To nie może być przypadek. Ja doskonale to pamiętam.

*perspektywa Fabiana Drzyzgi*

   Wpadłem do pokoju, w którym przebywała moja siostra i z radością oświadczyłem, że podano do stołu. Oczywiście nie darowałaby sobie, gdyby nie zaszczyciła mnie paroma tekstami typu "Fabianku, gdzie twoja gracja?" i innymi podobnymi...
   Całe szczęście nieźle gotowałem, a jeżeli wkurzyłaby mnie na maksa to niedaleko jest sklep i mogę skoczyć po trutkę na szczury. Brutalne, ale w dzieciństwie nie jednym się podtruwaliśmy.
   Zjedliśmy obiad, dyskutując o dzisiejszym treningu, co chwilę wtrącałem jakieś anegdotki ze spotkań przed jej przyjazdem, a ona opowiadała, jak wyglądają zajęcia we włoskich klubach.

*perspektywa Matta Andersona*

   Paul zrobił zamyśloną minę.
- Na prawdę sądzisz, że ta twoja włoska piękność to Ania? Nie pomyliłeś się przypadkiem?
- Wszystko się zgadza. To, że od kilku lat gra we Włoszech, wzrost, wygląd, imię...
- Wszystko, oprócz jej wersji - zauważył.
- Nie znam jej wersji. Może po prostu nie chce się przyznać? Ciekawe dlaczego.
- Może to nie ona?
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Paul, jestem prawie pewien, że to ona.
- Prawie robi wielką różnicę.
- Nie łap mnie za słówka! Gdy dziś wypowiedziała moje imię... Poczułem to samo, co wtedy. Poznałem jej śmiech na hali, podczas jej uganiania się za światełkami. Mogę zrobić niemal wszystko, żeby potwierdzić moją tezę, ale przecież nie podejdę do niej na Podpromiu i nie powiem jej prosto z mostu, że gdy grałem w Modenie to wylądowaliśmy razem w łóżku, a ona potem uciekła. Brzmiałbym, jak połamany.
- To jak chcesz to od niej wyciągnąć? Poza tym, już brzmisz.
- Pojęcia nie mam, ale dopnę swego, choć nie wiem co!
- Stary, wyluzuj. Powiało grozą.
- Nie obchodzi mnie to. Zakochałem się w niej, a ona mnie zostawiła z marnymi paroma zdaniami na skrawku papieru. Szukałem, rozpamiętywałem, analizowałem, czekałem, dwoiłem się i troiłem, a przede wszystkim tęskniłem i nic. Zero odzewu. Porzuciła mnie, jak zwierzę w lesie. Byłem w czarnej dupie, a kiedy ją odnalazłem to ona udaje, że nic się nie stało.
- Matt, chyba nie zamierzasz się mścić? Nie zrobisz jej krzywdy, prawda?
- Nie. Chcę, żeby już nigdy o mnie nie zapomniała. Pragnę, by za kilkadziesiąt lat opowiadała o mnie swoim wnukom, jako o obiekcie uczuć, a nie siatkarzu.

*perspektywa Nikołaja Penczewa*

   Siedzieliśmy na ławce w pobliskim parku, obejmowałem ją, a ona łkała w moje ramię. Po wysłuchaniu jej opowieści o życiu we Włoszech byłem zaskoczony. Nie podejrzewałem, że tak ją to wszystko doświadczyło.
- Jesteś cholernie silna.
- Nieprawda. Rozkleiłam się, jak nastolatka.
- Po tym, co przeżyłaś, masz święte prawo do łez. Momentami twoje życie było, jak męczennicy niemalże. Nie zasłużyłaś na to.
- Zdradziłam. To cierpienie było w pełni uzasadnione, choć nawet nie wiedział o moim przewinieniu. Zachowałam się, jak ostatnia idiotka. Najgorsze jest to, że boję się, iż nadal jestem zdolna do zdrady. A to nieludzkie.
- Dlaczego od niego nie odeszłaś? Przecież się nad tobą znęcał, wręcz katował. Mogłaś się spakować i wyprowadzić.
- Wiesz co? Zawsze sądziłam, że jeśli facet podniesie na mnie rękę to bez wahania go porzucę, ale, gdy jest się już ofiarą, to nie jest takie łatwe. Kochałam go, był moim narzeczonym, imponował mi mundur, to, że był żołnierzem, ale tylko przed misjami. Po powrocie z Iraku, Afganistanu... On nie dawał rady psychicznie, nie mógł pogodzić się z tym, że z jego ręki mógł zginąć człowiek. Zabijano na jego oczach, to powodowało wyrwę w jego człowieczeństwie. Wiara w Boga, rodzina, ja... Nie mogliśmy mu pomóc. Przed wojną był dla mnie bohaterem, podziwiałam jego odwagę, a po niej był przekleństwem, katorgą. Nazywałam go w duchu karą i równocześnie nagrodą.
   Po jej policzku spłynęła kolejna słona kropla.
- Dużo łatwiej jest się otworzyć przed kimś niemal obcym, niż przed rodziną - podsumowała, a raczej stwierdziła.
- Zaraz, chcesz powiedzieć, że twoja rodzina o niczym nie wie?
- Może i wie, ale nie ode mnie. To miało miejsce dwa lata temu, a Fabian chyba myśli, że zostawiłam Santiago, gdy nabawiłam się kontuzji.
- A o...
- Nie mają pojęcia - odpowiedziała szybko, widząc, co mam na myśli.
- Mam trójkę braci, dwóch młodszych i jednego starszego, i nie chciałbym się na nich zawieść tak, jak Ivan na Santiago.
- Nawet nie mam śmiałości ci tego życzyć. To byłoby jak jakaś klątwa.
- Kiedy wracasz do Włoch? - zmieniłem temat po chwili ciszy.
- Za jakieś trzy tygodnie. W porywach do półtora miesiąca.
- Widziałem cię na boisku chyba tylko w dwóch meczach, jeśli chodzi o halę.
- Będziesz miał okazję to nadrobić.
- Mam taką nadzieję - uśmiechnąłem się.
   Odwzajemniła gest, wyswobadzając się z moich objęć i prostując, a następnie stanęła przede mną z wyciągniętą ręką.
- Chodźmy już. Proszę - rzekła smutno.
- Oczywiście.
   Ująłem jej dłoń i ruszyliśmy w stronę mieszkania jej brata. Pierwszy raz szliśmy, trzymając się za ręce. Może było to tylko symboliczne i nie powinienem sobie zbyt wiele obiecywać, ale cieszyło. Cieszyło, jak cholera. Taka błahostka, a dawała mi tyle radości. Niesamowite.
   Stanęliśmy przed wejściem na klatkę po kilku dobrych minutach spaceru.
- Nie wiem, czy mieszkanie jest puste, czy jest tylko Fabian, także chyba pożegnamy się tutaj.
- Gdyby była u niego Monika, to wiesz, gdzie mieszkam - zaśmiałem się.
- Oczywiście, ale uważaj z tymi ofertami, bo wszystko, co powiesz, może być użyte przeciwko tobie - puściła mi perskie oczko.
- Zaryzykuję. Trochę adrenaliny jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
- Żebyś nie żałował - zachichotała.
- Zapewniam, że nie będę, a nawet jeśli, nie zamierzam tego uzewnętrzniać.
- Kurczę, mogłam cię nagrać...
- Bez przesady.
- Skoro wszystko ustalone - przerwała na chwilę. - To do następnego.
   Zarzuciła mi ramiona na szyję i mocno mnie przytuliła. Oplotłem ją rękoma w pasie i przymknąłem oczy.
- Do zobaczenia - powiedziałem, gdy wchodziła do budynku, machając do mnie. Odwdzięczyłem się tym samym, a następnie zwróciłem się w kierunku swojego gniazdka, głęboko wzdychając.

Przez najbliższy czas zapewne #TeamNikołaj będzie mnie wielbił, a #TeamMatt nienawidził, choć powinniście być pocieszeni... Wreszcie więcej Andersona! Z tego, co pamiętam, jeśli chodzi o napisane rozdziały, to Matthew będzie pokazywał się dość często, choć nie zawsze.

Poza tym chciałam Wam dodać wideo z tego treningu soviaków, ale nie mogłam znaleźć na youtube.
#źle #bardzo #tak 
#życie #kopie #mnie #po #dupie #każdego #dnia 
#bawimy #się #w #Karollo

Mam nadzieję, że Każdy, kto przeczyta, skomentuje. Ludziska, to motywuje i napawa jasnym światłem na kolejne rozdziały, dni, opowiadania. Choć prawdopodobnie jest to moje przedostatnie dzieło. Poprawka: wypociny.

Jestem dzisiaj bardzo zmęczona i z trudem skończyłam spisywać ten rozdział, bo uaktywnił się mój leń, także kończę i podzielę się z Wami jeszcze jedną wspaniałą wiadomością: nasi panczeniści (zarówno kobiety, jak i mężczyźni) są w półfinałach w biegu drużynowym i mają zapewnioną walkę o medale! Gratulacje dla Naszych rodaków!

Czytajcie, komentujcie, kochajcie mnie (żarcik) i wpadajcie na opowiadanie z Andrzejem Wroną (dopiero początek Moi Drodzy!).

Pozdrawiam, Zuza.

sobota, 15 lutego 2014

Pięć

*perspektywa Anny Drzyzgi*

   Do moich nozdrzy wdarł się przyjemny zapach malinowej herbaty. Po chwili moje kubki smakowe doznały owocowej ekstazy. Jedna z najmilszych rzeczy, jakie mnie dziś spotkały. Po pierwszym dniu ciężkiego treningu tylko marzyłam o takiej chwili. Nikołaj opadł na kanapę parę centymetrów ode mego cielska i objął mnie ramieniem, uśmiechając się promiennie i obdarzając mnie jednym ze swych najpiękniejszych spojrzeń.
- Było ciężko? - spytał, gdy do pokoju weszli Fabian i Piotrek.
- Bardzo - upiłam łyk płynu. - Dawno nie wykonywałam takich typowych siatkarskich ćwiczeń, a moja intuicja podpowiada mi, że jutrzejszy proces wstawania będzie jednym z najtrudniejszych w moim życiu.
- Śpię dziś u was! - poinformował Pit.
- Dlaczegoż to niby? - zdziwiłam się.
- Będę twoim budzikiem - zaprezentował swą śnieżnobiałą klawiaturę.
- O nie! Nie preferuję pobudki w stylu na "dzień dobry" czujemy na sobie sto kilo masy. To nie przejdzie. Nie ma szans.
- Trzy razy "nie" - zaśmiał się Penchev.
- Wypierdalaj - zawtórował mu mój brat - z tym pomysłem.
- Jeszcze będziecie się prosić.
- Jak dla mnie możesz tu nocować, ale nie ty urządzasz mi pobudkę i śpisz z Fabianem.
- Mordko! - zapiszczał Piter, rzucając się na rozgrywającego i całując go w policzek.
- Zjeżdżaj, ślinotoku! - zaprotestował Drzyzga.
   Zerknęłam na Bułgara. On też ledwo powstrzymywał się od wybuchu śmiechu. W końcu oboje nie wytrzymaliśmy.
- Wczoraj wieczorem ci to nie przeszkadzało - zażartował środkowy bloku.
- Gdyby nie mój zawód powiedziałbym, że byłem nawalony, ale z racji tego, czym zarabiam na życie, wytłumaczę się zmęczeniem i postawię na wyczerpanie organizmu i niekontrolowaną obojętność - odparł lekko dyplomatycznie.
- A czym wytłumaczysz swój pociąg do osób tej samej płci?
   Całe życie czekałam, żeby zadać to pytanie. Dobra, może nie całe, ale odkąd ukończyłam podstawówkę.
- Idiotka.
- Debil.
- Kocham cię.
- Wypchaj się.
- Ach, ta rodzinna miłość - westchnął "Spec od atakowania nad blokiem" i przyciągnął Fabiana do swego boku.
- Zabójcza - stwierdziłam. - Dosłownie.

*perspektywa Piotra Nowakowskiego*

    Wyszedłem z łazienki, a razem ze mną obłoki pary. Po moim nagim torsie spływały jeszcze pojedyncze krople wody i zatrzymywały się na granatowej gumce bokserek. Osuszając włosy ręcznikiem, wszedłem do pokoju dziennego. Na kanapie siedziała Anka, Fabian urzędował w kuchni, a Niki zwinął się przed paroma minutami.
- Wreszcie - ucieszyła się brunetka, kierując swój wzrok ku górze i wstając z "wypoczynku". - Resoviackie gatki? - zachichotała, wskazując na moją pasiastą bieliznę.
- Oczywiście! Fajne, nie?
- Stylowe, brat, stylowe - minęła mnie w drodze do przedpokoju.

*perspektywa Matta Andersona*

   Jednak znalezienie jej nie było takie trudne. Czy ona mnie poznała? Przywitała się ze mną, jak gdyby nigdy nic, a przecież... Dla niej to mogło być nic, ale ze mnie idiota.
- Dzisiaj mamy aparat - z zamyślenia wyrwał mnie rozśmieszony głos niewysokiej blondynki.
   Skojarzyłem ją po krótkiej chwili. To ona i jej koleżanka były parę dni temu w supermarkecie w tym samym czasie, co ja.
- Doprawdy? - powiedziałem z udawanym zdziwieniem.
- Tak, Matt. To co? Możemy zdjęcie?
- Nie ma sprawy.
   Uśmiechnąłem się i ustawiłem koło nich, a jakiś przechodzień zrobił nam fotkę. Dziewczyny podziękowały uprzejmie i spytały, czy mogłyby się do mnie przytulić. Rozbawiły mnie swoją nieśmiałością, więc zgodziłem się bez wahania. Pożegnały się z uśmiechami na twarzach, z resztą w tym przypadku nie byłem im dłużny.
   Dokończyłem robienie zakupów, a przed wejściem do sklepu natknąłem się na Nikiego. Porozmawialiśmy chwilę i każdy z nas poszedł w swoją stronę.

*perspektywa Anny Drzyzgi*

   Przykryłam się ciepłą kołderką i, głęboko wzdychając, rozmyślałam nad ostatnim spotkaniem na Podpromiu.
- Nad czym myślisz? - w ciemności rozbrzmiał głos Piotrka.
- Chodź tu - wskazałam miejsce koło siebie.
   Wykonał polecenie i wpełzł pod pierzynkę.
- To o czymś myślałaś, siostra?
- Nad tym, czy już śpicie - skłamałam.
- Możesz nie ściemniać? Widzę, że coś cię gryzie.
- Nie mogę ci powiedzieć.
- Dlaczego?
- Bo nie wiem, co mam ci powiedzieć. Wypłakać się? Wykrzyczeć? Pit, to nie jest dobry pomysł. Ja... Ja sama nie wiem, co mam myśleć, a miałabym ci to wszystko wyznać?
- Spokojnie. Już nic nie mów, tylko się przytul.
   Objął mnie. Wystarczała mi sama jego obecność. Był dla mnie, jak brat i od wielu lat mnie wspierał.
- Fajnie, że jesteś.
- Fajnie, że się za mną wstawiłaś, bo Fabian nie pozwoliłby mi zostać na noc.
- A propo... Nie miałeś spać z nim?
- Wiesz, jak on chrapie?!
- Wyobraź sobie, że dość długo z nim mieszkałam. Zaraz! Znowu z nim mieszkam. Słysz ten żal w mym głosie?
- Och, tak. Słychać na kilometr. A co byś powiedziała o...
- O czym?
- O kim. O Nikim. Jak tak na was popatrzeć dłuższą chwilę, to można by pomyśleć, że ze sobą kręcicie. Tak trochę przynajmniej.
- Ciekawa opinia, przyznaję, bardzo ciekawa.
- Też mi się podoba - poczułam, że się uśmiecha.
- Szczerzysz się, prawda?
- Bo trafiłem w twój czuły punkt.
- Doprawdy?
    Gdyby wiedział, o czym myślałam przed jego przyjściem miałby całkiem inne zdanie. Jednakże, jeśli chodzi o Nikołaja, to uważam, że to miły, zabawny i szczery chłopak, który zasługuje na sympatię wszystkich w swoim otoczeniu. Moją już zdobył.
- Przecież widzę, że masz słabość do Pencheva. W sumie, tak na dłuższą metę... Kibicowałbym wam. Fajna byłaby z was...
- Zamilcz, Pit. Póki co, nie zanosi się na to, bym miała pakować się w jakikolwiek związek. Czy miałaby to być przelotna znajomość na góra jeden, dwa miesiące czy coś z dłuższym okresem przydatności. Po moim ostatnim poważniejszym związku nie jestem gotowa na kolejny. Owszem, gdybym do takowego dojrzała to czemu nie z Nikim? Może poczułabym do niego coś głębszego? Aczkolwiek, póki co, mam to wszystko gdzieś i wystarczają mi osoby, którym mogę wypłakać się ot tak, po prostu. Bez niczego w zamian, bez jakichkolwiek psychicznych kajdanek.
- Rozumiem. Czyli na dzień dzisiejszy mogę powiedzieć Nikiemu, że nie ma szans?
- Rozmawiałeś z nim o tym, głupku?
- Spytał się, czy ma u ciebie szanse.
- Ma, jasne, że ma, ale nie w tym momencie.
- Powinna ucieszyć go ta odpowiedź. Przynajmniej po części.
- Jestem cholernie zmęczona. Chodźmy spać. Jak chcesz to możesz zostać, ale jeśli zaczniesz chrapać to cię wywalę. Uprzedzam.
- Dobranoc - przytulił mnie trochę mocniej.
- Dobranoc, brat.
- Kolorowych snów, siostrzyczko.
- Wzajemnie - westchnęłam.

*perspektywa Nikołaja Penczewa*

   Leżałem na łóżku w sypialni pokrytej mrokiem z rękoma założonymi za głowę i wpatrywałem się w sufit. Zastanawiałem się, czy dobrze zrobiłem, prosząc Pita o przysługę. Nie chodziło o to, że potem będę mu ją winny, lecz o to, czy to nie było nie fair w stosunku do Ani. Polubiłem ją i bardzo odpowiada mi jej towarzystwo, ale raczej nie można było tego nazwać miłością.
    Siostra Fabiana była wobec mnie miła, bezpośrednia, uprzejma i miała bardzo dobre poczucie humoru. Często prezentowała swój śliczny uśmiech, szybko nawiązaliśmy dobry kontakt, była dla mnie, jak bratnia dusza. Uwielbiałem jej głos i spojrzenie pełne radości i szczerości. Z jej oczu można było wszystko wyczytać, pod tym względem stanowiły zwierciadło jej duszy. Jej najmniejszy, najkrótszy dotyk sprawiał mi przyjemność. Podobało mi się, że nie protestowała, gdy obejmowałem ją ramieniem, wręcz przeciwnie, najczęściej jeszcze bardziej się wtulała. Schlebiało mi to. Tak bardzo sprawiała, że choć przez chwilę miałem wrażenie, że do pełni szczęścia nic mi nie brakuje.
   Wypuściłem przez usta głośno powietrze i, pocierając lekko czoło, sprawdziłem godzinę na wyświetlaczu telefonu. Było już grubo po północy, a ja rano powinienem wstać... Chyba podzielę los Ani.

Wreszcie spisałam ten rozdział. Szczerze? Robiłam to chyba ze trzy godziny, bo jednocześnie oglądałam ZIO i mecz Resovii z Akademikami z Olsztyna. Wreszcie popatrzyłam sobie na Nikiego.

Gratulacje dla Zbigniewa Bródki! Strażak, który zgasił wszystkich i jest jedynym panczenistą wyprzedzający Holendra. Duma, duma i jeszcze raz duma.
W dodatku mamy Kamila pierwszego po pierwszej serii! Czyżby szykował się kolejny medal? Trzymam kciuki za cały zespół (niestety 3-osobowy).

Proszę o komentowanie. To na prawdę pomaga i mobilizuje. #TeamMatt i #TeamNikołaj mogą się uaktywniać *śmiech*.

Pozdrawiam i ściskam, Zuza.

piątek, 7 lutego 2014

Cztery

*perspektywa Anny Drzyzgi*

   Wrzuciłam torbę do bagażnika swego wozu i zamknęłam klapę, idąc w stronę drzwi, przystanęłam. Jakby coś mnie wbiło w ziemię... Wiadro gwoździ na przykład. Parę metrów ode mnie stał brat mojego byłego narzeczonego. Nieżyjącego byłego narzeczonego.
   Brunet średniego wzrostu o oliwkowej cerze przez laty smaganej śródziemnomorskim słońcem miał na sobie ciemne, lekko poprzecierane jeansy, ciężkie, motocyklowe buty i delikatnie rozciągnięty brązowy sweter, którego rękawy zakasał do łokci. Przeczesał ręką swoje rozczochrane włosy, co tylko dodało mu chłopięcego uroku. Jego szczękę ozdabiał dwudniowy zarost, a przedramię tatuaż z chińskim smokiem. Zawsze podziwiałam jego odwagę, ponieważ sama nie zrobiłabym sobie dziary w tak widocznym miejscu. Nie mogłabym jej skutecznie zakryć na boisku.
- Nie zabiłam go - powiedziałam, pokonując ogromną gulę w gardle i łzy napływające do mych oczu.
- Przecież wiem - odparł łagodnie, nikle się uśmiechając. - Wyjeżdżasz gdzieś?
- Do Rzeszowa na dalszą rehabilitację, a ty? Co ty tu robisz?
- Przecież pracuję w agencji nieruchomości. Nasz klient jest Polakiem, więc przyleciałem na spotkanie, ale teraz mam chwilę wolnego - dodał szybko, skubiąc kawałek górnej części ubioru. - Przywitasz się ze mną? - spytał nieśmiało.
   Uśmiechnęłam się lekko, pokonałam dzielącą nas przestrzeń i przytuliłam go. Oparłam się brodą o zagłębienie jego obojczyka i odetchnęłam głęboko. Nic się nie zmieniło. Nadal pachniał tymi samymi włoskimi perfumami.
- Przepraszam cię za Santiago - wyszeptał.
- Daj spokój, przecież to nie twoja wina. Nie miałeś pojęcia, jak nasz związek wygląda od kuchni. Nic nie mogłeś na to poradzić.
- Był moim bratem. Powinienem go znać.
- Dlaczego o wszystko obwiniasz siebie?
- To ja was zaznajomiłem. Gdyby nie mój głupi pomysł, nie cierpiałabyś z nim katuszy.
- Dzięki tobie poznałam wiele wspaniałych ludzi.
- Cieszę się, ale to nie zmienia faktu, że przeze mnie użerałaś się z katem.
- Wojna zmienia ludzi.
- Przepraszam. Po prostu przepraszam.
- Nie masz za co. Muszę się już zbierać, bo nie mam najmniejszej ochoty na wpakowanie się w korki. Pozdrów ode mnie swoich, przepraszam, waszych rodziców i Cleo - odsunęłam się lekko.
- Dobrze.
   Zrobiłam krok w tył i spojrzałam w jego brązowe oczy. Miały taki sam odcień, jak oczy jego zmarłego brata. Identyczny. Kosiło z nóg, tak mogę opisać ich piękno. Niemalże czarne, trudno odróżnić tęczówkę od źrenicy. Piękne.
   Pogłaskałam go po lewym policzku, a na prawym złożyłam krótkiego całusa.
- Szerokiej drogi i szczęścia.
- Dziękuję. Powodzenia.
   Spojrzałam na niego ostatni raz i wsiadłam do auta.

*perspektywa Piotra Nowakowskiego*

   Uderzyłem w żółto-niebieską mikasę, która poszybowała lekko ku górze i pod kątem ostrym uderzyła w Pencheva przyjmującego w punkt z cwaniackim uśmieszkiem. Dobrze wiedział, że to w niego wymierzyłem. Skubaniec idealnie dograł do Tichacka, więc skoczyłem do pierwszego tempa. Słusznie... i skutecznie. Samotnie zablokowałem Kosę. Gdy podeszwy naszych butów ponownie zetknęły się z podłożem, poklepał mnie po biodrze i powiedział:
- Żebyś na meczu błyszczał takim blokiem.
- Wątpisz we mnie? - zaśmiałem się.
   Puścił mi oko i wrócił na pozycję. Odebrałem piłkę i kolejny raz zaserwowałem. Ponownie w Nikiego. Tym razem miał mały kłopot. Lukas rozegrał do naszego kapitana, a ten z ogromną siłą obił blok mój i Fabiana. Mały przeklął, bo to o jego dłonie poszedł rykoszet. Poklepałem go po ramieniu i przybiłem piątkę z Masłem, a następnie opadłem na krzesełko.

*perspektywa Fabiana Drzyzgi*

   Rzuciłem się na swoje sypialne łóżko i, zamykając oczy, odpłynąłem w krainę słodkiej wyobraźni. Moje zmęczenie sięgnęło zenitu, nie miałem nawet siły ruszyć ręką. Wszystkie mięśnie były, jak z waty. Zwiotczałe i całkowicie niesprawne.
   Obudził mnie dzwonek do drzwi. Usiadłem na łóżku, ziewnąłem i przetarłem wierzchem dłoni zaspane oczy. Po chwili wyprostowałem się i podreptałem, by otworzyć. Gdy naciskałem klamkę, dzwonek zabrzmiał ponownie. Przede mną stała moja ukochana siostrzyczka z torbą na ramieniu i zatroskaną miną.
- Cześć, Fabianku - złożyła całusa na moim policzku.
- Cześć, siostra - przywitałem się ochrypłym głosem.
- Idź dalej spać, a ja się rozpakuję, ogarnę ci tu trochę, syfiarzu, i wezmę prysznic - lekko popchnęła mnie w stronę niedawno opuszczonego pokoju.
- Jak ty dobrze mnie znasz.
- W końcu jesteś moim braciszkiem - uśmiechnęła się. - Spadaj, śpiąca królewno.

*następnego dnia*

   Pochłaniając kolejną porcję museli, słuchałem opowieści mojej siostry na temat jej spotkania z Ivanem. Jego przyjazd do Polski był bardzo wiarygodny, ponieważ bywał tu parę razy do roku, a spotkanie z Anką rzeczywiście mogło być zbiegiem okoliczności. Poza tym zawsze mieli dobre relacje, więc nie można byłoby posądzić go o złe intencje. Podejrzewam nawet, że prędzej czy później, po powrocie Ani do Włoch, los złączy tę dwójkę. Chyba dla nikogo nie byłby to zaskoczeniem.
   Ania zapytała mnie, czy będzie mogła pójść ze mną na trening. Jej argumentem było odwiedzenie chłopaków i poznanie nowej części załogi, ponieważ w zeszłym sezonie nie miała okazji się z nimi spotkać. Przystałem na jej propozycję, przed obawą o swoje zdrowie i życie, ponieważ Piotrek chyba by mi nogi z dupy powyrywał, gdybym jej nie przyprowadził. Kolokwialne określenie, ale za to jakie trafne!

*perspektywa Anny Drzyzgi*

   Stanęłam przy wejściu na halę na Podpromiu. Jak ja dawno tu nie byłam! Odetchnęłam głęboko i już po chwili usłyszałam podekscytowany głos Piotra i poczułam, jak ktoś pochwyca mnie w ramiona. Środkowy zakecił mną parę razy z wielkim uśmiechem na twarzy i iskierkami radości w oczach, które omal się z nich nie wydostawały.
- Cześć, pseudo-bracie.
- Jak ja cię dawno nie widziałem!
- Dawno? Finał Ligi Światowej nie był dekadę temu.
- Nie marudź, Andrzej.
- Sam jesteś Andrzej, bencwale - odpowiedziałam nie do końca kulturalnie.
- Przedstawię ci wszystkich, chodź - pociągnął mnie za rękę.
   Podeszliśmy do jednego z młodszych zawodników Reski.
- To jest Mateusz...
- Wiem, kto to jest. Nie rób ze mnie sieroty Bożej. Ania - wyciągnęłam dłoń ku libero.
- Mów mi Masło - wyszczerzył się.
- Nie ma sprawy.
   Przywitałam się z każdym z graczy. Kadrowiczów naszego kraju znałam już wcześniej, kojarzyłam również Pencheva, reprezentanta Bułgarii, która nieźle nam krwi napsuła w ostatnich latach.
   Przeliczyłam tyczki i brakowało mi dwóch, precyzując dwóch przyjmujących. W chwili, gdy odwróciłam się w stronę Nikołaja, by spytać, gdzie ich rzeszowskie zguby, na halę wbiegł Lotman z Andersonem.
   Przywitałam się z obojgiem i wróciłam do pogawędki z Penchevem, który był wręcz zdumiony tym, że wiem co nieco o jego karierze.
- Grałaś we Włoszech?
- Tak, większość swojej kariery.
- Wracasz do niej?
- Do kariery? - pokiwał głową. - Oczywiście, muszę tylko wyleczyć kontuzję.
- Jesteś kontuzjowana?
- Inaczej nie byłoby mnie tutaj. Właśnie zaczynam rehabilitację z elementami siatkarskiego treningu, więc jestem coraz bliżej powrotu do słonecznej Italii - uśmiechnęłam się. - A ty? Jakie plany na przyszłość? Gdzie chciałbyś spędzić kolejny sezon?
- Plany są takie, by poprawić technikę, jak najwięcej grać, być jeszcze lepszym. Następny sezon? - spytał retorycznie, zamyślając się. - Rzeszów. To moje marzenie.
- Oby się spełniło - poklepałam go po barku. - Mam nadzieję, że, jak następnym razem odwiedzę brata, to cię tu zastanę.
- Mam nadzieję, że będziesz go często odwiedzać - puścił mi oko.
- A mam wyjście? - zaśmiałam się.
   Zawtórował mi. Nigdy w życiu nie dałabym mu tyle lat, ile ma. Ma w sobie tyle chłopięcego uroku! A jego miękki akcent w języku polskim i to, jak na hali stara się mówić tylko po naszemu, to poezja.
- Raczej nie - objął mnie ramieniem.
- Młody, nie bądź taki pewny siebie - dźgnęłam go w żebro.
   Zachichotał i, machając mi, potruchtał na rozgrzewkę.

*perspektywa Matta Andersona*

   Chaos. Totalny chaos i brak zrozumienia.

Przepraszam za to coś u góry. Tak jakby nie do końca się udało. Miało być lepiej, ale schrzaniłam, jak zwykle. Dlaczego ja wiecznie jestem niezadowolona z tego, co Wam przedstawiam? Kurde, może powinnam skończyć z pisaniem od zaraz.

Możecie już zacząć przypisywać się do #TeamMatt i #TeamNikolay, bo za niedługo akcja będzie się toczyć szybciej i mam nadzieję, że będzie ciekawie i Was nie zanudzę.

Pamiętajcie o nowym projekcie. Link na dole.

Pozdrawiam, ściskam i całuję, Zuza.