piątek, 28 marca 2014

Jedenaście

*perspektywa Nikołaja Penczewa*

   Po parunastu dniach rozmów z Anią na temat naszego związku, a raczej samego jego istnienia, kolejnych spacerach otulonych rzeszowskim półmrokiem, dziesiątkach treningów i pierwszych ważnych meczach, podczas których po zaciętym tie-breaku granym na przewagi TwieRRdza Rzeszów została zdobyta przez zespół z Bełchatowa, nadeszło zakończenie jej rehabilitacji.
   Właśnie odprowadzałem ją na badania kontrolne do szpitala, a ona już próbowała oswoić mnie z myślą, że niedługo kupuje bilet lotniczy do Włoch i zniknie z mojego życia na długi czas. Zniknie fizycznie, ale w moim sercu zostanie na zawsze. Dobrze wie, że jest dla mnie bardzo ważna i że bardzo ją kocham, mimo wszystko. Mam nadzieję, że na długo zapamięta chwilę, w której powiedziałem, że dla niej jestem w stanie poświęcić wszystko i chcę, by jak to ona określiła, nieustannie mnie krzywdziła. To byłoby najpiękniejsze cierpienie w moim życiu.
- Słuchasz mnie w ogóle? - spytała, trącając mnie w ramię.
- Przyznam bez bicia, że nie. Przepraszam. Możesz powtórzyć?
- Matko, Nikołaj.
- Wystarczy samo "Nikołaj" - uśmiechnąłem się.
- Nie czaruj. Mówię serio. Idź na trening, a ja dam sobie radę. Przecież to nic trudnego! Pójdę na badania, poczekam na wyniki, które będą w ekspresowym tempie, a w razie jakichkolwiek wątpliwości zostanę parę godzin dłużej i wszystko będzie dobrze.
- Jesteś pewna? Jak się spóźnię parę minut to trener na bank zrozumie.
- Nie kuś losu. Zmykaj. Dziękuję za odprowadzenie i ogólnie za wszystko - pocałowała mnie w policzek.
- Dobrze... W takim razie uciekam. Oby wszystko było dobrze - przytuliłem ją.
- Musi. Do zobaczenia.
- Do potem - pomachała mi, wchodząc do gmachu szpitala.
   Powiodłem za nią wzrokiem i zwróciłem się w stronę hali, ruszając bez większego entuzjazmu.

*perspektywa Anny Drzyzgi*

   Zrobiłam wszystkie podstawowe badania i siedziałam w poczekalni, by dostać wyniki i udać się na konsultację lekarską. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i włączyłam Internet. Odpisałam kibicom i znajomym na wiadomości pozostawione w ryzach moich profili na portalach społecznościowych, podziękowałam wszystkim za życzenia powrotu do zdrowia i obejrzałam zdjęcia z ostatniego meczu Resovii i Skry. Przypomniała mi się krótka, zabawna pogawędka z Andrzejem Wroną i Karolem Kłosem, ponieważ Karcio wrzucił z nią filmik na swojego fan page'a. Ten to ma tysiąc głupich pomysłów w tej swojej farbowanej główce.
- Pani Drzyzga!
- Już idę - wstałam z krzesełka i, wyłączając przeglądarkę, włożyłam telefon do kieszeni.
- Zapraszam - rzekł młody lekarz, udostępniając mi przejście.
- Dziękuję.
- Proszę zająć miejsce.
   Wykonałam polecenie, uważnie mu się przyglądając.
- Może przejdziemy na "ty"? Nie lubię, gdy ktoś mówi do mnie "panie doktorze".
- Dobrze. Ania - wyciągnęłam ku niemu dłoń.
- Marcin - uścisnął ją. - Miło mi.
- Mnie również - złożyłam ręce i nerwowo zaczęłam wyłamywać wiecznie powybijane palce.
- Mam komplet twoich badań i przyznam, że chciałbym powtórzyć jedno z nich.
- Coś się stało? Coś ze mną nie tak? - spytałam przerażona.
- Tego się właśnie dowiemy.
- Czy to coś poważnego?
- Mam nadzieję, że nie - uśmiechnął się.
- Poza tym wszystko jest w porządku?
- W jak najlepszym. Powtórzymy jedno badanie i będziemy wiedzieć, czy moje przypuszczenia są trafne czy to tylko jakiś błędzik się wkradł - powiedział, wciąż przeglądając papiery.
- A jakie są twoje przypuszczenia?
- Dowiesz się, jak będą wyniki powtórzonego badania. Wszystko w swoim czasie, Słoneczko.
- Bez przesady.
- Przepraszam - zaśmiał się.
- Po prostu nie przeginaj. Przyszłam tu na konsultację lekarską a nie spoufalanie się.
- Oczywiście. Rozumiem. To co? Zbieramy się na badanko?
   Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się niezbyt przekonująco.

*perspektywa Fabiana Drzyzgi*

   Nikołaj przyszedł na trening lekko przybity. Spytałem się, czy to oznacza, że jego kandydatura na mojego szwagra została wycofana, ale zaprzeczył. Wyjaśnił, że ma złe przeczucia, co do badań kontrolnych Ani i że żałuje, że nie może z nią tam być. Powiedziałem, że przecież i tak nie byłby w stanie w niczym pomóc, na co ona przytaknął niechętnie i uśmiechnął się lekko.
   Rozegrałem na drugą linię do Akhrema. Piłka była niedokładna, zdawałem sobie z tego sprawę. Na całe szczęście Aleh poradził sobie wyśmienicie.
- Fabi, co jest? - spytał, gdy cieszyliśmy się ze zdobytego oczka.
- Nic, wszystko gra.
- Nie jestem ślepy - mruknął mi na ucho. - Skup się.
- Tak jest, kapitanie!
- Też się o nią martwię - wyznał Pit. - W końcu to też moja siostra.
- Łapska precz! - zaśmiałem się.
    Po treningu, gdy już wszyscy się ubieraliśmy, podszedł do mnie Penchev.
- Nie mogę odebrać Ani ze szpitala. Coś pilnego mi wypadło. Strasznie cię przepraszam.
- Nic się nie stało, choć przyznam, że ja też nie mam możliwości. Jestem umówiony z Moniką, a ostatnio trochę ją zaniedbywałem. Piotrek?
- Chętnie, ale odpada. Ola mnie zamorduje z zimną krwią, jeśli kolejny raz przełożymy rezerwację w restauracji.
- O czym rozmawiacie? - wtrącił Matt, zabierając swoje rzeczy z szafki obok.
- Zwalamy na siebie obowiązek odbioru Ani ze szpitala.
- I co?
- Marnie. Żaden nie może - odpowiedział Nikołaj.
- Ja pójdę - zaoferował się Amerykanin. - Znam ją nie od wczoraj, a chyba nie wypada, by wracała sama - spojrzał na Bułgara. - Bezpiecznie odholuję ją do domu.
- Fabian, co o tym myślisz?
- To chyba najlepsze rozwiązanie. Poczekaj chwilę to podam ci adres szpitala.
   Zapisałam kilka słów na kartce i wręczyłem ją Mattowi. Zadzwoniłem do siostry, tłumacząc nieobecność moją, jej lubego i Pita i powiedziałem, kto odstawi ją pod sam próg mieszkania. Nie narzekała, ani nie miała pytań, wiec doszedłem do wniosku, że chyba "kurier" przypadł jej w miarę do gustu.

*perspektywa Anny Drzyzgi*

   Ujrzałam minę Marcina, a że trochę się na ludziach znam, to wiedziałam, że jego przypuszczenia się sprawdziły. Zagadką było to, co miał na myśli.
- To co mi jest?
- Nie wiem, jak ci to powiedzieć. To pierwszy taki przypadek w mojej karierze zawodowej.
- Długo jako lekarz raczej nie pracujesz. To zdążyłam zauważyć. A co do sposobu przedstawienia mi diagnozy... Poproszę prosto z mostu.
   Spojrzał mi prosto w oczy. Jego źrenice wyglądały, jakby ktoś przesłonił mu je szklaną ścianą.
- Będę szukał dla ciebie dawcy. Zrobię wszystko, byś wygrała tę walkę - rzekł łamiącym się głosem.
- Mam nowotwór?
- Potrzebujesz szpiku. Masz białaczkę.
   Pospiesznie otarł pojedynczą łzę spływającą po jego policzku.

*perspektywa Matta Andersona*

   Z gmachu szpitala wyszła Ania. W jej oczach można było dostrzec szok pomieszany ze strachem. Stanęła przede mną, wbijając wzrok w chodnik.
- Coś się stało? - po raz kolejny się o nią martwiłem.
- Możemy teraz o tym nie rozmawiać? Wszystko ci wyjaśnię, ale dopiero, jak sama to pojmę. Póki co mój umysł tego nie jest w stanie ogarnąć.
- Oczywiście. Chodź, zaparkowałem parę metrów stąd.
   Przytaknęła i ruszyła za mną.
   Dotarliśmy do samochodu. Chciałem otworzyć jej drzwi od strony pasażera, ale złapała mnie za przegub. Zerknąłem na nią. Jej wzrok był nie obecny, skierowany w ciemny punkt na rzeszowskim horyzoncie, a ona całą dygotała.
- Zimno ci?
   Pokręciła głową, wciąż wpatrując się w to samo miejsce.
- Matthew... - zaczęła niepewnie.
- Tak, Aniu?
- Przytul mnie, dobrze? Po prostu mnie przytul - gdy wypowiadała te słowa na jej twarzy uwidoczniły się słone strumyki.
   Na ułamek sekundy przymknąłem oczy i pochwyciłem ją w ramiona, całując w czubek głowy. Oplotła mi ręce wokół pasa i jeszcze mocniej przyciągnęła mnie do siebie.
   Jedno jest pewne, byłaby o wiele bardziej zadowolona, gdybym był Nikołajem, ale w tej sytuacji potrzebowała bliskości. Szczególnie duchowej. Takiego niewidocznego wsparcia. Tyle mogłem jej zaoferować bez wyrzutów sumienia względem kumpla z klubu.

Trochę się skomplikowało, ale nie martwcie się. Tak ma być i będzie.
Czasami człowiek potrzebuje spojrzeć na czyjeś nieszczęście, żeby uświadomić sobie, jak wiele posiada.
Dla mnie to opowiadanie jest takim pryzmatem nieszczęścia i szczęścia w jednym.
Jeśli cokolwiek Wam się nie podoba to śmiało piszcie. Tylko, że ja zawsze chodzę swoimi ścieżkami i bardzo rzadko kieruję się opiniami innych.
Wręcz nigdy.

Chciałam Wam podziękować za wszystkie wejścia i komentarze. Oczywiście mam nadzieję, że będzie ich o wiele więcej, a macie na to jeszcze około siedmiu tygodni.
Powoli się żegnamy, Kochani.
Jesteśmy już o wiele bliżej końca niż początku.

Zastanawiam się nad zawieszeniem/usunięciem drugiego bloga z Andrzejem Wroną, ponieważ nie widzę zbytniego zainteresowania tamtą historią.
Szkoda, sądziłam, że zdołam Was zaintrygować.
Jeśli chcecie zobaczyć, czy warto przejąć się drugą historią wypływającą spod moich palców to...
Zapraszam tutaj: KLIK.

Z mojej strony to chyba tyle. Wiem, że już Was zanudziłam, ale musiałam trochę się pożalić, bo jestem cholernie zmęczona, a to jednak daje ukojenie.

Pozdrawiam, Zuza.

piątek, 21 marca 2014

Dziesięć

*perspektywa Matta Andersona*

   Wyszedłem z szatni i, gdy tylko ujrzałem Anię, przygwoździłem ją do ściany, mówiąc wściekle:
- Do jakich, kurwa, Włoch?!
- Zostaw ją! - krzyknął Nikołaj, odciągając mnie od dziewczyny.
- Niki, jest okay! Daj mu spokój.
   Spojrzał na nią niepewnie, kątem oka uważnie mnie obserwując.
- Jest okay. Idź już na trening. No, idź. Nikołaj, wszystko gra. Możesz iść.
- Rzucił tobą, jak marionetką. Jesteś pewna, że chcesz tu zostać sama?
- Tak, jestem pewna. Idź.
   Penchev zmierzył mnie od góry do dołu i wykonał polecenie.
- Do jakich Włoch?! - wysyczałem, gdy zniknął mi z pola widzenia.
- A co? Nie wiesz, gdzie są Włochy? Podpowiem: zachodnia Europa, półwysep Apeniński, nad morzem... Ciepło, słońce non stop...
- Nie rób ze mnie idioty.
- Nie robię. Sam sobie świetnie radzisz, przyznaję.
- Dlaczego mi to robisz?
- Nic ci nie robię. Sam się krzywdzisz, człowieku.
- Słuchaj... Ja... Ja się wtedy w tobie... Ja się w tobie zakochałem.
- Daj spokój, to była jedna noc.
- Dla mnie wystarczyło - powiedziałem stanowczo. - Jesteś kobietą, o której najwięcej myślałem, oczywiście proporcjonalnie, bo na jedną noc przypadały dwa lata rozmyślań, poszukiwań, analiz... Jesteś jedyną, która wywołuje we mnie takie emocje, a uwierz mi trochę istot pięknych poznałem w moim życiu.
- Nie wątpię.
- Nie rozumiem, dlaczego mnie zostawiłaś, porzuciłaś... Jak zwierzę. Czy ja ci coś zrobiłem?
- Oprócz dziecka to nie.
- Cios poniżej pasa.
- Dobra, dobra. Nic mi nie zrobiłeś.
- Właśnie. Szukałem, rozmyślałem, wspominałem. Pamiętam twój każdy gest, każde słowo, każdy milimetr kwadratowy twoich tęczówek, perfumy, których używałaś, ciuchy, które na sobie miałaś... Wszystko. A co mi z tego zostało? List. Zero kontaktu. Gdybyś chociaż mi powiedziała, że to była jednorazowa przygoda i że już nigdy się nie spotkamy, ale nie! Napisałaś ten cholerny list! - uderzyłem dłońmi w ścianę parę centymetrów od jej głowy.
- Chciałeś mnie bronić przed moim narzeczonym, a sam jesteś nie lepszy! Gdyby nie twoja pozycja w świecie i fakt, że to jest miejsce publiczne, najchętniej pewnie poderżnąłbyś mi gardło - jej wzrok przeszywał mnie na wskroś. - Chciałeś mnie bronić przed kimś, a czy potrafisz przed sobą?
- Mówią, że granica między miłością i nienawiścią jest bardzo cienka.
- Chyba właśnie ją przekroczyłeś, Anderson.
- Przekraczałem ją wiele razy. Nawet podczas meczów. Gdy budziła się we mnie nienawiść, wyżywałem się na każdej piłce, wszystko kończyłem... Gorzej było w drugą stronę.
- Chcesz powiedzieć, że przeze mnie przegrywałeś mecze?!
- Nie, przez siebie, bo nie potrafiłem o tobie zapomnieć. Wracałaś, jak najgorszy koszmar.
- I vice versa. Poza tym, ja żyłam ze swoim największym koszmarem.
- Mogłaś być ze mną, ale mnie zostawiłaś.
- Wszystko miało się zmienić, zrozum. Miałam narzeczonego, tak na marginesie. Jak miałam zakończyć ten związek? Przez Internet? Oszalałeś?
- Ze mną skończyłaś przez skrawek papieru.
- Z tobą nawet nie byłam. Z resztą... To miała być jego ostatnia misja. Miał wrócić, zacząć leczenie u psychologa czy też psychiatry. Kochał mnie, a katował tylko dlatego, że nie wytrzymywał psychicznie. Wiesz, jakie to uczucie, kiedy ktoś podnosi na ciebie rękę, a w oczach ma wymalowaną miłość, przeprosiny i prośbę wybaczenia? Nie? Okropne, uwierz mi. Zawsze robił to tak, by nie było tego widać na boisku, bo wiedział, że nie zrezygnuję z siatkówki. Był żołnierzem, sam wybrał sobie taki zawód, to prawda, ale pojechał do Afganistanu, ponieważ miał amerykańskie obywatelstwo. Walczył w barwach twojej ojczyzny. Twojego przeklętego kraju! Wyobraź sobie, że nie codziennie człowiek budzi się ze świadomością, że kogoś zabije lub zginie z czyiś rąk. To te czubki z Kongresu zgotowały mu taki los! Jemu i mnie. Teraz już wiesz dlaczego z tobą nie zostałam? Musiałam go wspierać.
   Poczułem, jak do moich oczu wdziera się strach. Po raz kolejny strach o nią.
- Przepraszam, nie wiedziałem, że tak to wyglądało - zrobiłem krok w jej stronę.
- A skąd miałeś wiedzieć? - spytała jadowicie, zaciskając powieki.
- Przepraszam. Tak mi przykro - wyciągnąłem rękę w jej stronę, ale zatrzymała mnie gestem otwartej dłoni.
- Nie dotykaj mnie i nigdy, ale to nigdy, mi nie współczuj - spojrzała na mnie. - Te swoje przeprosiny i pokorę to wiesz, gdzie możesz sobie wsadzić. Daj mi święty spokój. O to ci chodziło?
- Kocham cię... Tak bardzo cię kocham.
- Matthew, dla mnie to była jedna noc. Istotna, ale jednak jedna. Gdybym mogła cofnąć czas... Znalazłabym w sobie siłę, by tego nie powtórzyć. Do dziś nie mogę sobie wybaczyć, że zdradziłam mężczyznę, z którym byłam zaręczona, bez względu na to, czy mnie bił czy nie. A ty... Ty jesteś mi winny zrozumienie, bo możliwe, że to ty zająłbyś jego miejsce w armii. Wszystko mogłoby się zdarzyć.
- Ja cię na prawdę kocham - próbowałem dotknąć jej policzka, ale chwyciła mnie za przegub.
- Zabrzmię, jak ostatnia suka, ale trudno... Musisz z tym żyć, Matthew, musisz z tym żyć.
- Szkoda, że nie mogę u twego boku.
- Daj spokój. Idź na trening.
- Choć ze mną na halę.
- Zaraz przyjdę.
   Oddaliła się.

*perspektywa Anny Drzyzgi*

   Weszłam na halę i zajęłam jedno z miejsc na trybunach. Matt stał pod siatką, czekając na zagrywkę kolegi z klubu.


   Piłka uderzyła w boisko. As serwisowy.
- Wszystko okay? - krzyknął Penchev.
   Przytaknęłam, uśmiechając się sztucznie, a gdy tylko odwrócił wzrok, spojrzałam na Andersona i pokręciłam głową. Spojrzał w dół, a ja z ruchu jego warg wyczytałam "I'm sorry. I'm so sorry".
- Nigdy mi nie współczuj - powtórzyłam szeptem.

*perspektywa Nikołaja Penczewa*

   Wszedłem do szatni i od razu stanąłem przez Mattem, czekając na wyjaśnienia. Reszta zespołu udała się pod prysznice.
- O co ci chodzi? - spytał Amerykanin, zerkając na mnie jednym okiem.
- Jak ty ją potraktowałeś? Zachowałeś się, jak ostatni cham. Gdyby nie fakt, że oboje musimy być w pełni sprawni, to już dawno sprzedałbym ci prawy sierpowy z nadwyżką.
- Ją już przeprosiłem. Ciebie również przepraszam.
- Dlaczego rzuciłeś nią, jak marionetką?
- Impuls, afekt, jak ja mam to nazwać? Poniosło mnie. Najzwyczajniej w świecie mnie poniosło.
- Jakby na meczu cię poniosło to zrzuciłbyś sędziego ze stołka?
- Trochę za wysoko, ale w Rosji czasami niewiele brakowało.
- Nie obracaj tego w żart. To, jak potraktowałeś Anię, nie ma prawa się powtórzyć. Po pierwsze jest kobietą i z góry należy jej się szacunek, a po drugie z Fabianem lepiej nie zadzierać, bo piłki na boisku nie dostaniesz.
- Jasne. Będę uważał, mamo. Jeszcze raz przepraszam - wstał i poklepał mnie po ramieniu. - Dobry z ciebie kumpel.

W tym tygodniu punktualnie, a to za sprawą wolnego czasu, gdyż dziś nie miałam lekcji i byłam na targach edukacyjnych. Przyznam, że było fajnie i polecam wszystkim takie wypady. Na następne jadę pod koniec kwietnia, a może i wcześniej jakieś się zdarzą. Zobaczymy.

Jak przystało, nie jestem zbytnio zadowolona z tego, co Wam publikuję trochę wyżej. Wiecie, szału nie ma, dupy nie urywa, staniki nie latają, ale cóż. Taki już los bloggera.

Proszę Was o komentowanie, ponieważ to bardzo motywuje i przynosi iskierkę nadziei, na to, że moje wypociny kogoś cieszą i komuś się podobają. Proszę o szczere opinie!

Jeśli macie chwilkę to byłabym wdzięczna za kilka pytań (mogą być o blogi) i lajków
na moim Asku <klik>! :)

Pozdrawiam, ściskam i całuję, Zuza.

niedziela, 16 marca 2014

Dziewięć

*perspektywa Matta Andersona*

   Weszliśmy do mieszkania, od razu udając się do pokoju dziennego z aneksem kuchennym.
- Chcesz coś do picia?
- Nie, dziękuję - odparła uprzejmie, a za razem nieco oschle.
- Usiądź sobie - wskazałem miejsce przy stole, zmniejszając odległość nas dzielącą.
   Odsunęła krzesło, a ja, chcąc jak najszybciej dojść do sedna sprawy zanim się rozkleję, posadziłem ją na blacie. Jej spojrzenie było wystraszone, a oddech nagle przyspieszył. Spuściłem lekko głowę, próbując zapanować nad zmysłami, którym przypomniała się sytuacja mająca miejsce we Włoszech w moim mieszkaniu. Przeklęte wspomnienia musiały wrócić właśnie teraz.
   Siedziała w lekkim rozkroku, więc zbliżyłem się jeszcze bardziej, stykając się z krawędzią mebla, i oparłem dłońmi o drewno przed intuicyjną obawą, że mi ucieknie.
- Nie zrobię ci krzywdy - wyszeptałem, wpatrując się w jej oczy.
   Powoli skinęła głową. Sprawiała wrażenie, iż nie jest pewna żadnego swojego ruchu.
- Chciałbym zadać ci parę pytań.
   Powtórzyła gest po chwili zawahania. Cała dygotała.
- Nic ci się tu nie stanie, Aniu - zapewniłem ją łagodnym głosem. Trochę się uspokoiła. - Mogę zacząć?
   Przytaknęła.
- Jesteś siostrą Fabiana?
- Ameryki nie odkryłeś. Tak.
- Mieszkałaś we Włoszech?
- Skąd wiesz? - odparła zaskoczona.
- Tak lub nie.
- Tak - odpowiedziała.
- Jesteś siatkarką?
- Tak.
- Jesteś kontuzjowana?
- Niestety. Tak.
- Pamiętasz mnie z Włoch?
- A powinnam?
- Tak czy nie.
- Raczej nie - odrzekła po chwili zastanowienia.
   Próbuj dalej, pomyślałem.
- Masz tatuaż na obojczyku?
- To akurat nic nadzwyczajnego. Równie dobrze mogłeś go wczoraj zauważyć.
- Ten w górnej partii uda również? - spytałem, unosząc brew.
   Prychnęła. Zgadłem. Prowadzę, skarbie.
- Twój były cię katował?
   Wkroczyłem na cienki lód. Cóż, nie sądziłem, że aż tak cienki.
- Jak śmiesz! - krzyknęła, odpychając mnie.
   Chwyciłem ją z nadgarstki z taką siłą, że chyba krew nie dopływała jej do rąk.
- Bił cię? Tak czy nie?
- Tak i gówno cię to obchodzi.
- Grzeczniej - poleciłem. - Dlaczego od niego nie uciekłaś?
- Już nie muszę. Z resztą, nie twój interes.
   Westchnąłem.
- Na prawdę mnie nie pamiętasz?
- Przykro mi. Dlaczego miałabym cię pamiętać i skąd ty to wszystko wiesz?
   Spojrzała na mnie, czekając na choć słowo wyjaśnienia.
- Spaliśmy ze sobą. Wtedy mi o tym wszystkim powiedziałaś.
- Żartujesz? - zaśmiała się. - Masz na to jakieś dowody?
- Mam. Zaczekaj tu.
   Przyznam, że mina jej lekko zrzedła.
   Pobiegłem do sypialni i, przerzucając zawartość szuflad, znalazłem niewielki skrawek papieru. Powróciłem do gościa. Stojąc kilka centymetrów od jej ciała, podałem jej kartkę. Przeczytała kilka nakreślonych na niej słów.
- To moje pismo, zgadza się - próbowała się przysunąć, ale zrobiłem krok w tył. - Przepraszam, że wcześniej nie skoja... Co ja mówię. Przepraszam, że wcześniej się nie przyznałam do naszej znajomości.
   Cofnąłem się jeszcze trochę i wskazałem przedpokój.
-Matt...
- Wyjdź. Wyjdź, póki jeszcze jestem w stanie nad sobą panować i mam w sobie siłę, by nie zerwać z ciebie ubrań - wymamrotałem.
   Zeskoczyła ostrożnie ze stołu i podeszła do mnie, kładąc mi dłoń na klatce piersiowej. Przymknąłem lekko powieki i odchrząknąłem. Cofnęła ją, przygryzając dolną wargę i skierowała się ku wyjściu.
   Po chwili do moich uszu dobiegł dźwięk zatrzaskiwanych drzwi i szybkich kroków. Wróciła się. Pocałowała mnie namiętnie, wkładając w ten gest mnóstwo pożądania i zaangażowania.
- Szkoda, że nie mogę tego powiedzieć o swojej sile - powiedziała, ściągając ze mnie koszulkę.
   Odsunęła się nagle.
- Przepraszam. To był błąd. Znowu.
- Nie wychodź - moja ręka zatrzymała ją w pasie, gdy się odwracała. - Teraz cię nie puszczę.
   Spojrzałem jej głęboko w oczy i musnąłem jej wargi.
- Nie każ mi znów na siebie czekać.
- Za jakiś czas wracam do treningów. Do Włoch - poinformowała mnie.
- Nie rób mi tego - rzekłem błagalnie.
- A co ja mogę?
- Kocham cię.
- Matthew - wyszeptała, głaszcząc mnie czule po policzku.  - Nie każ mi wybierać, bo nie potrafię. Nie chcę nikogo zawieść. Ani siebie, ani ciebie, ani klubu, a przede wszystkim kibiców.
- Dlaczego wszystko jest przede mną? - spytałem.
- Możesz przestać wlepiać się we mnie, jak sroka w gnat? Może chciałbyś wysłuchać mojej wersji? - zmieniła temat.
- Jasne, chodź. Tym razem usiądziemy przy stole - zaśmiałem się.
   Uśmiechnęła się smutno, gdy ująłem ją za rękę i pociągnąłem w stronę mebli. Zajęliśmy miejsca. Nasze splecione dłonie położyłem na blacie i, wpatrując się w nie, zakreślałem kciukiem kółka na jej dłoni i słuchałem tego, co mówiła.
- Jakiś tydzień przed tamtą nocą przespałam się z, jak ty go nazwałeś, katem, ale pokłóciliśmy się, stąd tamten siniak, i rozstaliśmy, tak jakby - zaczęła. - Potrzebowałam chwili wytchnienia, zapomnienia - tłumaczyła się.
   Zabrała rękę z mojego uścisku, poprawiła włosy i westchnęła głęboko.
- Koleżanki z klubu wyciągnęły mnie wtedy do dyskoteki - kontynuowała. - Nie zawahałam się, gdy spytałeś, czy pójdziemy do ciebie, bo wiedziałam, kim jesteś i byłam przekonana, że nie zrobisz mi krzywdy. Nie chodziło o to, żeby chwalić się, że coś między nami zaszło. Rano wyszłam, ponieważ nie chciałam, byś wiedział o mnie więcej, niż już wiedziałeś. Jestem siatkarką, siostrą reprezentanta Polski... Nie chciałam, by ta noc ujrzała światło dzienne. Po tym wszystkim... - zacięła się.
- Po tym wszystkim co? - ponagliłem ją.
- On nie wrócił z misji. Był żołnierzem i służył w Afganistanie. Zginął pod ostrzałem nieprzyjaciela. Zanim się o tym dowiedziałam, udałam się do ginekologa, bo miałam powody do niepokoju. Byłam w ciąży, ale informacja o jego śmierci wywarła na mnie taki szok, że poroniłam. Straciłam jego i dziecko w trzecim miesiącu ciąży - powiedział smutno.
- On cię bił, a ty byłaś zawiedziona tym, że go straciłaś?
- Był najbliższą mi osobą. Kochałam go.
- Mówiłem, że możesz zostać ze mną.
- Wiesz co? Chyba wystraszyłam się wtedy twojej propozycji. Zapewne poczułam się, jak na łańcuchu.
- Tak myślałem - odrzekłem smutno.
- Matthew - chwyciła mnie za rękę. - Jednego jestem pewna - przełknęła ślinę. - To było nasz dziecko.
- Moje? - zapytałem zszokowany.
- Tak, twoje. Z wstępnego USG mogłam to śmiało stwierdzić.
   Wstałem z krzesła. Przyglądała mi się uważnie. Stanąłem przed nią, wyciągając w jej kierunku ramiona, pomogłem jej się wyprostować i mocno ją przytuliłem.
   Wdychałem jej zapach, którego tak dawno nie czułem z taką ostrością, i raz po raz całowałem ją w skroń.
- Kocham cię - wyszeptałem.
- A ja jak zwykle mam mętlik w głowie - ucałowała mnie w podbródek.
   Moje uszy pieścił odgłos jej cichego, spokojnego oddechu, a równomiernie unoszące się ramiona tylko potwierdziły, że na prawdę mam ją w swoich objęciach.
   Odsunęła się lekko, a kąciki jej ust powędrowały ku górze. Niestety, nie był to radosny gest.
- Muszę iść. Fabian zapewne odchodzi od zmysłów - wytłumaczyła.
- Odprowadzę cię - zaproponowałem.
- Nie trzeba. Dam sobie radę. To nic trudnego trafić stąd do samochodu stojącego przed blokiem - puściła mi oko.
- Nalegam.
- Jak chcesz. Ja idę - poinformowała, ruszając ku wyjściu.
   Szedłem za nią, wpatrując się w jej plecy i myśląc, jak to teraz będzie wyglądało.  Nie czekając na rozwój wydarzeń, gdy tylko chłodne powietrze otuliło nasze ciała, spytałem:
- Co z nami będzie?
   Spojrzała na mnie zaskoczona bezpośredniością mojego pytania.
- A co ma z nami być? Nic nie będzie, Matthew.
   W tym momencie zbiła mnie z tropu. Nie spodziewałem się fajerwerków, ale tutaj nawet nie było tak zwanych zimnych ogni. What the hell?!
- Jak to nic?
- Normalnie - odrzekła spokojnie. - Wszystko po staremu. Niedługo wracam do Włoch, więc nie ma sensu zaczynać tego, co się skończy szybciej niż rozwinie. Ty zostajesz tutaj i grasz w Resovii, a ja wyjeżdżam do słonecznej Italii i wylewam siódme poty, by wrócić do pierwszego składu. Z resztą, tamta jedna noc... Pomyłka. To nigdy nie powinno mieć miejsca.
- Jaka pomyłka?! - wybuchnąłem. - Przecież mogłabyś być matką mojego dziecka!
- Matthew, uspokój się - powiedziała, kładąc mi dłoń na ramieniu.
- Nie, Aniu. Parę minut temu wyznałem ci miłość, a ty powiedziałaś, że mogło połączyć nas coś więcej niż tylko przelotna znajomość. Na prawdę twierdzisz, że to pomyłka? Przypadek?
- Tak. Nie mam dobrych doświadczeń, jeżeli chodzi o związki na odległość i nie chcę ryzykować kolejną wyrwą w sercu. Przepraszam cię, Matthew. Cholernie cię przepraszam.
- Sądzisz, że mi to wystarcza?
- Przepraszam - rzekła cicho z przeszklonymi oczyma.
   Patrzyłem, jak się odwraca, odchodzi, wsiada do samochodu, odpala silnik i, oglądając się przez ramię, odjeżdża. A potem? A potem nic. Ciemność, nicość i koniec wywołane złością i niezrozumieniem.

Przepraszam za poślizg.
W piątek nie wyrobiłam się ze spisywaniem rozdziału, a wczoraj nawet nie włączyłam laptopa.

Wreszcie trochę więcej Andersona, choć wiem, że #TeamMatt pogrzebie mnie żywcem.

Oglądaliście Puchar Polski?
Kurczę, ja wczoraj ocierałam łzy po każdym meczu. Po pierwszym łzy szczęścia, bo obstawiałam wcześniej Jastrzębski Węgiel w finale, a po drugim... Płakałam, ale nie dlatego, że Skra przegrała, tylko dlatego, że było mi żal chłopaków. Starali się, a przez parę głupich błędów wszystko im runęło.
Skrzaty, dla mnie już wygraliście cały sezon. Bez względu na miejsce na koniec rozgrywek.
Za to dziś kibicuję Jastrzębiu. To, co prezentują na boisku... Bajka.

Nie wiem, czy jest sens pisać coś jeszcze. To chyba wszystko, co jestem w stanie Wam przedstawić.
To u góry dupy nie urywa, ale mam nadzieję, że choć trochę się Wam podoba.

Pozdrawiam, Zuza.


piątek, 7 marca 2014

Osiem

*perspektywa Fabiana Drzyzgi*

   Postawiłem przed Piotrkiem kubek rozpuszczalnej kawy z mlekiem i usiadłem na przeciw niego, upiłem łyk płynu z ceramicznego naczynia, czekając, aż dokończy tę samą czynność.
- O co chodzi, przyjacielu?
- Co sądzisz o Nikołaju? - wypaliłem prosto z mostu.
   Jeśli chcesz, by Nowakowski ci w czymś pomógł, musisz mówić jasno i szczerze, gdyż dopiero wtedy jego rady są przydatne. Zatajając coś, nie wskórasz wiele.
- To ma związek z Anią?
- Po prostu powiedz, co o nim sądzisz.
- Miły chłopaczyna.
- Możesz się rozwinąć? Taki liryczny zazwyczaj jesteś, a teraz co? Trema cię zżarła, Miłoszu*?

Nikołaj fajny chłopaczyna.
Ze skrzydła nieźle ścina.
Do siostry Fabiana uderza.
Ona porzuciła swego włoskiego rycerza.
Bułgar się bardzo stara,
Lecz jej brat tego nie pochwala.
Wkurzony Drzyzga ciągle chodzi,
Temu to żaden szwagier nie dogodzi!

- Teraz to pojechałeś!
- Trochę niedopracowany, bo na szybko, ale, proszę cię, nie porównuj mnie do noblisty. Hańba ci, że się nie znasz, półgłówku.
- Możemy wrócić do tematu? Ty na serio z tym staraniem się?
- Nie, kurwa, żartowałem - odparł oburzony. - Niki rozmawiał ze mną o Ani, bo z tobą się bał, a chciał się czegoś dowiedzieć o niej od osoby, która nie zna jej od wczoraj. On się nieźle produkuje, żeby jej się przypodobać. Te wieczorne spacerki, długie rozmowy i czarowanie nie są przypadkiem, koleżko.
- Cholera jasna, czy ona nie może przyciągać jakiś menadżerów albo biznesmenów?
- Przyciąga, ale oni coś jej nie bardzo... Poza tym, nie zdziw się, jak ich nakryjesz.
- Za późno - mruknąłem pod nosem.
- Co?
- Nic, nic.
- Jak to nic?! Jak to nic?! Przecież widzę. Czekaj... Już ich przyłapałeś?
   Pokiwałem ledwo zauważalnie głową.
- Ej, Penchev szybki jest.
- Albo moja siostra taka łatwa.
- W ryj chcesz? Nawet tak nie myśl! Albo coś do niego czuje, albo cholernie potrzebowała czyjejś bliskości. Bliskości osoby, której nie jest obojętna.
- Obyś miał rację.
- Mam. Uwierz mi. Może Ania nie jest święta, ale nie rób z niej puszczalskiej nastolatki, która próbuje zatuszować swoje kompleksy.
- Czasami mam wrażenie, że w ogóle jej nie znam.
- We Włoszech dorosła, a ty nadal widzisz w niej małą dziewczynkę i nie potrafisz pogodzić się z tym, że teraz szuka faceta na całe życie, a nie wymarzonej lalki. Fabian, pozwól jej dalej dorastać i sam też dorośnij do myśli, że ona już nie ma naście lat.
- Nigdy nie patrzyłem na to z tej strony.
- Czas najwyższy, póki nie robisz jej tym jeszcze krzywdy.
- No tak - zerknąłem na zegarek. - Zbierajmy się, bo spóźnienie murowane.
- Jasne, którym samochodem jedziemy?

*perspektywa Anny Drzyzgi*

   Wyszłam na korytarz hali Podpromie po kilku godzinach rehabilitacji. Zmęczona, z obolałymi gnatami i w dodatku półprzytomna.
   Przed oczyma mignął mi Penchev, muskający mój policzek.
- Stój - złapałam go za nadgarstek.
- Muszę...
- Zaraz pójdziesz. Musimy sobie coś wyjaśnić.
   Spojrzał na mnie smutno, aż momentalnie zmiękło mi serce.
- Nie rób miny zbitego szczeniaka, tylko mnie wysłuchaj.
- Dobrze.
- Cieszę się, że się ze mną zgadasz. Pamiętasz, jak mówiłam, że nie chcę cię w żaden sposób skrzywdzić?
- Pamiętam.
- Właśnie. To jest ten moment. Nie chcę cię skrzywdzić, a raczej krzywdzić, i byłabym ci bardzo wdzięczna, gdybyś zrozumiał, że to była jedna noc. Po prostu miałam chwilę słabości, a ty byłeś najbliżej i... Przepraszam. Na prawdę przepraszam. Jednak nie jesteś mi obojętny, pamiętaj o tym.
- Teraz zaczniesz mówić, że zasługuję na kogoś lepszego i powinienem szukać szczęścia gdzie indziej?
- Tak, chyba tak.
- To ja chyba podziękuję za tę regułkę. Daj mi szansę. Proszę daj szansę mi i sobie. Mi bym mógł cię dalej kochać, a sobie byś mnie również pokochała. Wiem, że to brzmi absurdalnie...
- Słyszałam w życiu większe abstrakcje.
- Zrób dla mnie jedną rzecz. Jedną jedyną.
- Słucham.
   Ujął moją twarz w obie dłonie i pocałował mnie czule, a następnie wyszeptał na ucho:
- Tylko mnie kochaj.
- Tylko albo aż - zauważyłam.
- Pokochaj mnie. Potwierdź, że zasługuję na twoją miłość.
- Problem w tym, że to chyba ja nie zasługuję na twoją.
- Jesteś pierwszą kobietą, o której nie mogę przestać myśleć.
- Skądś znam te słowa - zerknęłam kątem oka na Matta wchodzącego do budynku.
- Proszę cię, pozwól...
- Daj mi się zastanowić. Idź już, bo się spóźnisz.
- Ile czasu potrzebujesz?
- Nie wiem. Dam znać, gdy podejmę decyzję. zmykaj.

*perspektywa Matta Andersona*

   Zamknąłem za sobą drzwi i ujrzałem Nikiego i Anię. Ona chyba poganiała go na trening, ale on coś nie bardzo pałał entuzjazmem, by słuchać jej poleceń. Po chwili brunetka dopięła swego i z uśmiechem ruszyła ku wyjściu.
- Cześć, Matthew - przywitała się.
- Cześć, Aniu.
- Powodzenia na treningu.
- Nie dziękuję. Dzisiaj cię nie będzie?
- Tak wyszło. Przepraszam, muszę iść - wskazał kciukiem przeszkloną ramę.
- Oczywiście. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
   W ostatniej chwili zdążyłem wrzucić do jej kieszeni karteczkę. Spojrzała na mnie zaciekawiona. W odpowiedzi uśmiechnąłem się przyjaźnie i szybkim krokiem ruszyłem ku szatni.

*perspektywa Anny Drzyzgi*

Musimy pogadać. Mam nadzieję, że domyślasz się o czym. Czekam na parkingu pod Podpromiem po jutrzejszym treningu pół godziny od mojego wyjścia na zewnątrz.

Matthew.

* Miłoszu - nawiązanie do Czesława Miłosza

Chyba powinnam być zadowolona, ale, jak zwykle, nie jestem.
Taka ma natura.

Chciałabym Was prosić o komentarze, bo jednak milej jest ujrzeć sto nowych wejść i dziesięć komentarzy niż osiemdziesiąt wejść i dwa komentarze. Pamiętajcie o tym. Proszę Was.

Poza tym, mogłabym Was prosić o parę lajków na asku? Chodzi głównie o odpowiedzi reklamujące obydwa blogi. <klik>

Pozdrawiam, Zuza.