poniedziałek, 20 stycznia 2014

Raz

*perspektywa Anny Drzyzgi*

   Stanęłam na przeciw wejścia do rodzinnego lokum i zawahałam się. Jasne, że rodzice ucieszyli się na wiadomość o moim powrocie, lecz nie zadowalał ich fakt, że tylko na czas rehabilitacji, ale cóż, im się nie dogodzi. Tata wiele razy powtarzał, że mimo, iż Serie A jest dobrą ligą to wolałby mieć swoją córeczkę na miejscu w jednym z polskich klubów. Najlepiej w Atomie Treflu Sopot lub Chemiku Police, który okazał się hitem sezonu ubiegłorocznych rozgrywek. Co za ironia, ja nie myślałam w ogóle o powrocie na stałe, a oni o moim życiu we Włoszech. Nie ulegało wątpliwości, że ich kocham, szanuję i cenię, bo w końcu są jednymi z najważniejszych osób w moim życiu, ale nie miałam zamiaru go dostosowywać pod ich dyktando. Przecież to byłoby nienormalne. Jedyny Fabian nie miał nigdy do mnie o nic pretensji, tylko wolałby, żebym częściej go odwiedzała. Jednakże napięty harmonogram, a teraz kontuzja i codzienna rehabilitacja nie dawały mi na to najmniejszych szans. Co począć?
   Zacisnęłam powieki i, niczym wykonując jakiś ważny krok, nacisnęłam przycisk dzwonka. Usłyszałam znajomą melodyjkę, która działała mi na nerwy przez tyle lat, wtedy myślałam, że psich, a później okazało się kluczowych dla mojej siatkarskiej kariery i, związanych z nią, osobistych katuszy.
   Po chwili w drzwiach pojawiła się mama i zamknęła mnie w szczelnym uścisku, szepcząc mi do ucha, jak bardzo na mnie czekała i jak za mną tęskniła. Po szybkim powitaniu wniosłam do swojego starego pokoju bagaże i podreptałam do kuchni.
- Cześć, tato - uśmiechnęłam się i złożyłam całusa na ojcowskim policzku.
- Cześć, córcia. Siadaj - wskazał miejsce koło siebie przy stole w jadalni. - Opowiedz, jak tam w tych Włoszech. Długie to stadium rehabilitacji w kraju?
   Zajęłam wskazane przez rodzica miejsce i zaczęłam opowiadać. O klubie, znajomych, mieszkaniu, kontuzji i wreszcie o powodzie mojego powrotu do ojczyzny. Tymczasowego oczywiście.
- Czyli niedługo u nas zagościsz. Cała rehabilitacja w Warszawie?
- Nie. Potem gdzieś się przenoszę, ale jeszcze nie wiem gdzie. W każdym razie muszę odwiedzić braci, bo mi tego głąby nie wybaczą.
- Jadzia, patrz, jak się nasze dziecko wyraża o swych braciach.
- Słuchaj, jeśli już.
- I ty przeciwko mnie!
- Nie przeciwko tobie tylko uważaj, co tam mamroczesz. Głąby, czy nie głąby, to twoi bracia.
- Wiem, kocham ich, co nie zmienia faktu, że z nimi ledwo żyć się da.
- Ty mi to mówisz? - zaśmiała się mama.
- Racja, uwaga nie na miejscu, przepraszam.
- Ci twoi bracia to szaleńcy - skwitował ojciec.
- Szczególnie Tomek, skoro teraz pracuje jako menadżer. Istne szaleństwo!

*perspektywa Matta Andersona*

   Otworzyłem lodówkę i z rezygnacją stwierdziłem, iż w środku mam tylko światło i butelkę niegazowanej wody mineralnej, której po paru sekundach już z resztą nie było. Mruknąłem coś z niezadowolenia, czego sam nie potrafiłem rozszyfrować, być może nie miało to nawet znaczenia i z powrotem założyłem kurtkę i buty, by udać się do jakiegoś spożywczaka, albo najlepiej hipermarketu, bym nie musiał liczyć na znajomość angielskiego rzeszowskich ekspedientek.
   Niedaleko mojego mieszkania znalazłem sklep o nazwie Kaufland, co bardziej skojarzyło mi się z jakąś niemiecką sieciówką, ale kto wie, skąd ten cały supermarketowy szajs pochodzi. Szwecja też jest dobra w tego typu inwestycjach, szkoda, że są wierni budowlańcom.
   Włożyłem do wózka jedno złotówkę, swoją drogą fajne mają te drobniaki w Polsce, jak ci się gdzieś nudzi to można zmyślne wieże pobudować, albo coś, przydatne cholerstwo, ale ciąży trochę w kieszeniach i portfela czasami nie da się dopiąć. Udałem się między sklepowe półki. Już po chwili dostrzegłem nieopodal siebie dwie dziewczyny, na oko początkujące licealistki z tego, co się orientuję w polskiej oświacie, które bacznie mi się przyglądały i dyskutowały między sobą. Uśmiechnąłem się do nich i puściłem im perskie oko na co jedna zareagowała wybuchem śmiechu. Nie powiem, gdyby nie wiek uznałbym to za urocze, ale zwracając uwagę na dzielące nas prawdopodobnie lata jest to trochę nie na miejscu, choć kto wie?
   Po paru minutach spotkałem je ponownie przy dziale z podajże kisielami, budyniami i innymi takimi, jak pakowały do koszyka jakieś produkty z górnych półek. Obie nie grzeszyły wzrostem, więc, gdy ani jedna, ani druga nie dosięgnęła jednego z opakowań, nieoczekiwanie (dla nich) podałem im go.
- Dziękuję - odpowiedziały równocześnie i, obdarowując się spojrzeniem, zaczęły się śmiać.
- Jestem taki zabawny?
- Słucham? - odparła jedna z nich.
- Spytałem, czy jestem taki zabawny.
- Skądże - odpowiedziała druga. - Po prostu nie sądziłyśmy, że podczas wypadu do pobliskiego sklepu spotkamy siatkarza.
- Rozumiem. Miło, że mogłem pomóc.
- Jeszcze raz dziękujemy i mamy nadzieję, że to nie ostatnie nasze spotkanie.
- Tak. Od dziś wszędzie zabieramy ze sobą aparat, bo następnym razem nie puścimy cię bez zdjęcia - dodała druga, uśmiechając się promiennie.
- Chłopaki mieli rację, Polki to jednak najładniejsze dziewczyny na świecie - powiedziałem szczerze i dalej ruszyłem między półki.

*perspektywa Fabiana Drzyzgi*

   Słuchając wywodów Pita na temat ostatniego treningu, który jego zdaniem on zawalił, a wcale tak nie było, bo podczas sparingu był świetny, odczytałem smsa od Ani, że gdy tylko znajdzie chwilę, by mnie odwiedzić to na pewno to zrobi, ale z racji tego, że ostatnimi czasy częściej widywała się ze mną niż z Tomkiem to zacznie od odwiedzin w Kędzierzynie-Koźlu u tego starucha. Brat to brat, ale czasami też trzeba pośmiać się z jego wieku, bo inaczej życie nie miałoby tylu kolorów.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? No pięknie! Siedzisz w telefonie, a ja się produkuję!
- Sorka, Piter, ale to było pilne - odłożyłem komórkę na ławę. - Ty to jednak głupi jesteś, wiesz?
- Dlaczego?
- Bo byłeś świetny, blokowałeś jak głupi, a gwoździe wbijałeś niczym stolarz i się przejmujesz. Graj tak na każdym meczu, a najbardziej niewdzięczna pozycja, jeśli chodzi o uhonorowywanie tytułem MVP, będzie zbierać pochwały i statuetki. Ogarnij dupsko, bo trzeba coś zjeść, a w mojej lodówce...
- Jak zwykle pusto. Rozumiem. To co, sklepik?

Jeśli chcesz wiedzieć o nowych rozdziałach, wpisujesz się do "Informowanych". Proste.

Opowiadanie będzie około dwudziesto-rozdziałowe, przynajmniej tak wynika z moich szacunków. Mimo wszystko, nie będzie tak zwanego "happy-endu". Poza tym, jak powszechnie wiadomo, Zuza nie słucha opinii innych i skończy tak, jak będzie chciała, aczkolwiek #MattTeam i #NikolayTeam mile widziane.

Historia zagmatwana, aczkolwiek myślę, że ciekawa i przypadnie Wam do gustu. Oby. Znów będzie banalnie. Znów będzie tak, jak sobie opracuję i znów będę się wkurzać, jak ktoś spróbuje mi dyktować historię. Taka jestem, nikt mnie nie zmieni i chyba nie mam ochoty, by mnie zmieniał. Nie mam za co przepraszać, bo jestem przekonana, że powinniśmy ludzi kochać (lub nienawidzić) takimi, jacy są i nie oczekiwać, że zmienią się z dnia na dzień, bo tak nam się podoba.

Proszę o komentowanie, ponieważ to bardzo pomaga. Dopinguje.

MASZ PYTANIE? ZAPYTAJ, ODPOWIEM W KOMENTARZU.

Rozpisałam się, przepraszam i jednocześnie dziękuję, Zuza.



12 komentarzy:

  1. gdybym tak spotkała Matta przykładowo w naszym rzeszowskim Tesco, to zbierałby mnie z podłogi:D ciekawie się zaczyna, lubię bohaterki-siatkarki w opowiadaniach i na pewno będę śledzić dalej:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi :) Mam nadzieję, że dalszy ciąg jeszcze bardziej Ci się spodoba. P. S. MNIE TEŻ BY ZBIERAŁ xD

      Usuń
  2. jest super, już nie mogłam się doczekać kiedy dodasz :)

    OdpowiedzUsuń
  3. będę czytać, będę komentować i będę dopingować :) ciekawa jestem jak tą historia potoczy się dalej ;) kurcze, dodawaj następny rozdział ;D pozdrawiam i zapraszam do siebie http://zagubiona-w-swiecie-marzen.blogspot.com :D /Justyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, komentarze dają dużego kopa. Nie wiem jeszcze, kiedy będę dodawać rozdziały, ale na pewno dam znać. :)

      Usuń
  4. Ja pamiętam moje spotkanie z Mattem, a raczej bardziej minięcie :p Fajnie by było gdyby też zagadał ;)
    Cieszę się, że tak dobrze jest przedstawiane zachowanie obcokrajowca. Zazwyczaj gdy ktoś pisze o kimś spoza kraju nie dostrzega pewnych drobnostek jakie Ty tu przytoczyłaś, np. te o złotówkach :) duży plus. Wszystko powoli zaczyna nabierać tempa, więc pozostaje mi tylko czekać na kolejny rozdział. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama lubię bawić się drobniakami, także... BRATNIA DUSZA, haha :D Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Wiem że prawdopodobnie jeszcze długo do tego ale ja już chce żeby Ania i Matt sie spotkali!
    powoli ale się rozkręca! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Z lekkim opóźnieniem, ale jestem ;)
    Fajnie piszesz i zaraz chyba zabiorę się za przeczytanie twoich pozostałych opowiadań. Zaleta bycia niewysokim, jest taka, że zawsze jakiś przystojny ktoś może ci pomóc w supermarkecie coś dostać z półki :D
    Czekam na następny rozdział i życzę dużo weny :)
    @lullaby720

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam takie samo podejście xD Jak jestem w sklepie z kuzynką to zawsze wyhaczamy jakiś przystojniaków o pokaźnym wzroście ;) Zapraszam na http://grzechy-i-grzeszki.blogspot.com/ :)

      Usuń