Nie umie umierać. Umiera przecież pierwszy raz.
Kochani!
Jak wiecie, pobraliśmy się z Anią po zaledwie kilku miesiącach znajomości. Doskonale pamiętam ten dzień. Jej cudowną sukienkę i chwilowe szczęście, bijące z Jej najpiękniejszych na świecie oczu. Jestem pewien, że bez względu na Jej chorobę i tak poprosiłbym Ją o rękę. Kocham Ją, mimo, że już zostałem wdowcem. Dwudziestokilkuletnim wdowcem, który już nigdy nie pokocha nikogo tak bardzo, jak Ją.Kiedy przebywała w szpitalu, poprosiła o poważną rozmowę. chwyciła mnie za rękę i kazała obiecać, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, by wypełnić powierzone mi przez Nią zadania. Po chwili zastanowienia przytaknąłem.Zaczęła słowami: "Kiedy odejdę, będę na Ciebie patrzeć z góry, jeśli Szef pozwoli, a miejmy nadzieję, że tak". Zaśmiała się, mnie do śmiechu nie było, i mruknęła: "Albo z dołu, ale umówmy się na górę. Musimy ustalić wersję oficjalną. Z resztą, góra lepiej brzmi". Powiedziała wtedy, żebym spróbował się ponownie zakochać, założył rodzinę, rozwijał się, lecz nigdy nie zapomniał o polskich kibicach, dopingu na polskich halach, Resovii, PlusLidze i jej zawodnikach. Poprosiła bym dopilnował Jej spraw rodzinnych w kwestii ślubów. Fabian, Pit... Pamiętajcie. Chciała bym traktował was, jak własnych braci.Kazała pogodzić się nam z Jej śmiercią. Kochanie, przykro mi, ale ja nie potrafię. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego Bóg nam Cię zabrał. Mogłaś jeszcze podarować życie komuś innemu... Próbowałem się pogodzić z Twoim odejściem, ale nie umiem. Przepraszam.Jednym z Jej ostatnich życzeń było również zaproszenie na pogrzeb Ivana. Witaj. Byłeś dla Niej, jak rodzina. Kochała Cię, jak własne rodzeństwo.Prosiła bym wyjaśnił Wam parę spraw, o których być może nawet nie macie pojęcia. Powiedziała: "Przedstaw im to tak, by mnie nie znienawidzili, albo nie! Przekaż im całą prawdę".Zacznę od Włoch. Kariera sportowa była bajką, lecz życie prywatne już nie bardzo. Jej były narzeczony nie wytrzymywał piętna irańskiej i afgańskiej wojny, jakie na nim spoczywało. Bił Ją, a ciosy zadawał tak, by nie było widać ich śladu na boisku. Koszmar, prawda? Tyle, że Ona nie potrafiła odejść. Za bardzo go kochała. Wie o tym doskonale jeden z tu obecnych, ale to zaraz. Tłumaczyła jego zachowanie psychologicznym punktem widzenia. Broniła go z miłości.Jak każda zaniedbywana, samotna kobieta, miała chwile słabości. Jedną z nich była noc spędzona u boku obecnego tu Matta, który dał Jej to, czego potrzebowała najbardziej na świecie: czułość, delikatność, ciepło i, jak się później okazało, miłość. Nie była w stanie jej w pełni odwzajemnić, gdyby potrafiła to on teraz stałby tutaj i do Was przemawiał. Wiem, że źle czuła się po zdradzie Santiago, więc zostawiła Andersona wczesnym rankiem w jego mieszkaniu, zostawiając po sobie jedynie list.Po paru tygodniach dotarła do Niej wiadomość o ciąży. Zapewne domyślacie się, kto był ojcem. W tym samym czasie dowiedziała się o tym, że Jej narzeczony zginął na froncie pod ostrzałem nieprzyjaciela. Poroniła. Powiedziała, że nie wie, za kim wylała więcej łez. Za Santiago, czy z dzieckiem. Pragnęła tego malca choćby po to, by przypominał Jej o Andersonie, który dał Jej to, czego inni nie potrafili. To są Jej słowa Matt.Długo zajęło Jej dojście do siebie, choć doskonale ukrywała się za maską szczęśliwego człowieka. W Jej wnętrzu odgrywał się dramat, a na zewnątrz zwykła obyczajówka. Pomagało Jej boisko, zatracała się w pracy, by nie myśleć o problemach, wiecznie pustym mieszkaniu i nienarodzonym dziecku, którego nie było Jej dane pochować. Ubolewała nad tym niemiłosiernie, gdyż zdążyła je pokochać.Jak już wszystko się znów zaczęło układać, dopadła Ją kontuzja. Przyleciała do Polski. Najpierw do Warszawy, potem do Rzeszowa, w którym czekała Ją pewnego rodzaju konfrontacja. Wiedziała o tym doskonale. Na początku udawała, że nie pamięta, ale nie udało się. Był jeden plus. Sądziła, że wróci do Włoch ze świadomością, że wszystko wyprostowała, popaliła za sobą mosty. Trochę się pomyliła.I znów, gdy już było blisko... Przeszkoda. Badania kontrolne. Niemalże wyrok. Białaczka. Pół roku życia i małe szanse na przeszczep.Chciałem się jej oświadczyć, a to wydarzenie tylko dodało mi odwagi. Nie zgodziła się na późniejszy termin ślubu. Powiedziała, że na ślubie nie ma zamiaru chodzić w peruce.Tydzień po tym wielkim dniu wylądowała w szpitalu. Był to trudny czas dla nas obojga. Oprócz mnie, Moniki, Oli, Natalii i soviaków nikt o tym nie wiedział. Nikt.Znalazł się dawca. Nie przeżyła doby po przeszczepie. Odbyły się dwie długie reanimacje. Walczyła dzielnie, ale przy drugiej nie dała rady. Odeszła. Po Jej jeszcze ciepłym policzku spływała pojedyncza łza, jakby chciała powiedzieć: "Przepraszam wszystkich. Próbowałam, ale już nie miałam siły. Przepraszam".Kazała nam dowiedzieć się, kto był dawcą i powiedzieć to na głos, czy zostanie z nami, czy też nie.Człowiekiem, który chciał uratować Jej życie, jest Matt. Dziękuję. Dziękuję za to, że byłeś gotów oddać Jej cząstkę siebie. Nie zapomnę Ci tego. Zawsze będziesz bliską mi osobą, przybranym bratem, mimo tego, co nas spotkało na, w pewnym sensie, wspólnej drodze. Kochała nas obydwu, bez wątpienia, i żaden z nas się tego nie wyprze...Aniu, mam nadzieję, że objaśniłem to tak, jak chciałaś. Jeżeli ktoś poczuł się urażony, to przepraszamy. Wybaczcie Jej i mnie. Nie chciała kłamać, ale nie miała wyboru. Sami już wiecie, jaka była sytuacja.
Dziękuję.
Skarbie, wciąż Cię kocham i nadal będę...Twój mąż - Nikołaj.
Pokonaliśmy Brazylię drugim składem 3:0!
Szacun na dzielni zagwarantowany!
Kochani, proszę Was, razem ze mną trzymajcie jutro
kciuki za Artem Furmana!
Jestem pewna, że nawet jeśli nie wygra,
to utrzyma się na naszym rynku muzycznym.
Chłopak jest niesamowicie utalentowany
i zasługuje na wygraną, jak nikt inny.
Wracając do opowiadania:
Wiem, że do ostatniej chwili mieliście nadzieję, że to skończy się inaczej,
Szacun na dzielni zagwarantowany!
Kochani, proszę Was, razem ze mną trzymajcie jutro
kciuki za Artem Furmana!
Jestem pewna, że nawet jeśli nie wygra,
to utrzyma się na naszym rynku muzycznym.
Chłopak jest niesamowicie utalentowany
i zasługuje na wygraną, jak nikt inny.
Wracając do opowiadania:
Wiem, że do ostatniej chwili mieliście nadzieję, że to skończy się inaczej,
ale od początku był taki zamysł
i nie potrafiłam tego zmienić, ot tak sobie.
Jestem osobą konsekwentną i nigdy nie robię tak,
by inni byli zadowoleni, kosztem mojego zadowolenia.
Taka jestem i nikt tego nie zmieni.
Epilog inny niż wszystkie poprzednie,
tak samo, jak opowiadanie.
Nie ma happy-end'u, jest smutek, pogrzeb...
Koncepcja listu pożegnalnego, przemówienia.
Myślę, że nie jest aż tak zła.
Wiele z Was będzie chciało mnie zaciupać, ładnie mówiąc.
Macie do tego prawo, jak najbardziej,
ale pamiętajcie, że to ja jestem autorką
i że to nie moja ostatnia historia.
Nie będę się rozpisywać, bo to nie o to chodzi.
Chciałam się z Wami pożegnać.
Ten epizod dobiegł końca, jak wszystko,
co na tym świecie istnieje.
Pytania o cokolwiek: ASK
Żegnam.
P. S. Każdy, kto przeczyta niech skomentuje. Chciałabym zobaczyć, ile Was tu rzeczywiście było. Nie ważne, czy przeczytacie to w dzień opublikowania, po tygodniu czy miesiącu. Zróbcie to dla mnie. Ten jeden raz. Na pożegnanie.
| WRONA |