*perspektywa Nikołaja Penczewa*
Na korytarz wbiegł Fabian. Pędził, jak oszalały. Pewnie zmęczył się bardziej niż na niejednym treningu, bo schody rzeszowskiego szpitala były liczne i dość niewygodne do przejścia dla kogoś ponad przeciętnego w skali wzrostu. Jego tętno pewnie teraz rozwalało mu żyły i tętnice, a w zaniepokojonym wzroku można było wyczuć poddenerwowanie.
- Co się stało? - padł, jak Pluto z "Myszki Miki" na krzesełko obok mnie.
- Zasłabła rano. Na początku spanikowałem, ale potem zdołałem zadzwonić na pogotowie i wylądowaliśmy tutaj.
- Jak dobrze, że nie była sama.
- Tyle szczęścia. Fabian - dodałem po chwili - ona już się poddała. Chce się ze wszystkimi żegnać i... I ja... Ja nie wiem, jak jej to wybić z głowy.
- Co za osioł! Uparta, jak trzeba i jeszcze gorzej... - wywrócił oczyma. - Zawsze stawiała na swoim, ale nie tym razem. Oj nie. Już ja tego dopilnuję.
- Co chcesz zrobić? Do niczego siłą jej nie zmusisz. Przecież nie powiesz jej, że musi zmienić podejście, bo i tak tego nie zrobi.
- Założymy się? Jeszcze ją przekonam, a co! - w jego głosie było słychać pewność. Wyraźną pewność. - Nie będzie mi się tu poddawać. Nie może... Nie teraz... A przede wszystkim nie ona...
- Tysiące razy jej to mówiłem, ale ona mnie nie słucha albo nie chce słyszeć. Krzyczy na mnie, warczy, obraża się, trzaska drzwiami i wychodzi z mieszkania, a potem... A potem godzinami milczy. Zamyka się w sobie i nie dopuszcza nikogo. Jakby zastanawiała się nad tym wszystkim i, gdy już myślę, że ją przekonałem, ona znów powtarza, że to koniec.
- Nie tak sobie wyobrażałeś małżeństwo, co Penchev?
- Wiedziałem w co się pakuję. Chciałem ją uszczęśliwić, ale choroba mi w tym przeszkodziła, jak widać bardzo skutecznie. Kocham ją i będę z nią do końca bez względu na jej podejście. Wiem, że nie będzie łatwo, ale skoro we Włoszech sobie poradziła to i tu sobie poradzi.
- O czym ty mówisz? Co takiego stało się we Włoszech?
- Kurwa... Miała rację. Ty o niczym nie masz pojęcia.
- Ale o czym?
- Trzeba było się ugryźć w język - syknąłem po bułgarsku pod nosem. - Ona nie zerwała z Santiago tuż przed wyjazdem.
- To chyba dobrze, że wcześniej, nie?
- Zależy, jak to rozumieć... On nie żyje. Zginął w Afganistanie.
- Matko... - przetarł twarz rękoma. - Dlaczego ona mi o tym nie wspomniała? Ani mi, ani Tomkowi, Piotrkowi czy rodzicom...
- Bała się, wstydziła... Trudno było jej się otworzyć przed bliskimi. Trudno było jej wyznać prawdę. Stoczyła miliony wewnętrznych walk, ale za każdym razem kapitulowała. Mi wyznała to zanim byliśmy parą. Wtedy nie wiedziała, że coś do niej czuję, że chcę by była tą jedyną i że to wszystko się tak skończy.
- Kiedy on zginął?
- Dwa lata temu...? Chyba tak. Czemu pytasz?
- Przez dwa lata nas kantowała, bo bała się wyżalić? Siedziała we Włoszech i żaden pieprzony makaroniarz nie zainteresował się jej życiem prywatnym? Przecież była jedną z lepszych atakujących tamtejszej ligi. Nikt nie przechodził koło niej obojętnie na hali. Do jasnej cholery!
- Nigdy nie mówiła o życiu prywatnym. Zawsze go broniła i po prostu odpuścili takie pytania, bo wiedzieli, że i tak nie odpowie. Nikt nie wiedział o tym, że on nie żyje tak samo, jak nikt nie miał pojęcia, że on ją bije.
- Co za bydle...
- A ona go broniła... Rozumiała jego zachowanie.
- Co tu jest do rozumienia? Ta świnia podniosła rękę na moją siostrę!
- Zaczął po Iraku. Zmieniła go wojna.
Z sali wyszedł lekarz. Poinformował nas o stanie Ani i pozwolił nam do niej wejść.
Leżała podłączona do aparatury. Przykucnąłem przy łóżku i czule pogłaskałem ją po dłoni. Obudziła się i zamrugała kilkakrotnie. Kąciki jej ust uniosły się lekko.
- Nikołaj... - dotknęła mojego policzka. - Cieszę się, że jesteś.
- Przepraszam, że cię obudziłem.
- Miałabym ci za złe, gdybyś tego nie zrobił. Cześć, brat.
- Hej - odmruknął.
Spojrzała na mnie zdezorientowana. Czułem, że moje oczy wyglądają teraz, jak u więźnia. To przeze mnie i mój za długi język, tak ją potraktował.
- Cześć, Pit - wyszczerzyła się do Nowakowskiego, który nagle stanął w progu pomieszczenia.
- Cześć, Ślicznotko.
- Jakiś ty czarujący, Piter! Szkoda tylko, że mój braciszek nie podziela twoje entuzjazmu.
- Oszukiwałaś nas przez dwa lata i mam ci za to dziękować?
- O czym ty mówisz? - Piotrek zmierzył go wzrokiem.
Zerknęła w moją stronę. Skinąłem głową. "Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina...".
- Nie będę ci tego teraz tłumaczyć, rozumiesz?
- A kiedy? Na pogrzebie?
- Widzisz? - szturchnęła mnie. - On też sądzi, że to koniec!
- To nie jest żaden koniec!
- Niki ma rację. Będziesz żyć dalej i jeszcze zatańczysz ze mną na mym weselichu - Pit podszedł do aparatury i zaczął się jej uważnie przyglądać.
- Ja umieram, a ty uważaj, bo jeszcze tam coś odczytasz.
- Nie umierasz. Kiedy to w końcu do ciebie dotrze? - wręcz warknąłem.
- Nie dotrze. Mam w sobie bombę z opóźnionym zapłonem. Odbezpieczony granat, który w każdej chwili może wybuchnąć... - zacisnęła powieki. - Zaproście na pogrzeb Ivana.
- Do jasnej cholery, nie umierasz ośle! - tym razem Fabian stracił nad sobą kontrolę.
- Dajcie jej spokój - wtrącił Piter. - Do niczego jej nie zmusicie. Nasza Ania to twarda sztuka i nie zagniecie tej damskiej wersji Zaytseva.
- Dzięki. Nie zamierzam z wami dyskutować na takie tematy, dobra? Spędźmy te moje ostatnie dni w zgodzie, a nie skacząc sobie do gardeł.
- Kocham cię - mruknąłem i cmoknąłem ją w szyję.
- Też cię kocham.
- Ja lecę. Muszę coś załatwić. Do zobaczenia - powiedział pospiesznie Drzyzga i wyszedł.
Anka zerknęła na Nowakowskiego zdziwiona, a on w odpowiedzi przymknął oczy i pokręcił głową.
- Im dłużej mieszkamy osobno, tym częściej nie rozumiem tego człowieka - westchnęła.
- To je Fabian, tego nie ogarniesz.
Przytaknęła.
*perspektywa Matta Andersona*
W sali był Piotrek i Nikołaj, ale Ania poprosiła ich, by poszli coś zjeść, bo siedzą u niej dosyć długo. Kazała mi usiąść koło szpitalnego łóżka. Przywitałem ją całusem w czoło i, szczerząc się, jak ostatni głupek, wykonałem polecenie.
- Jest bardzo źle?
- Wiesz... Od dłuższego czasu nie jest najlepiej. Pytanie tylko, jak długo jeszcze to choróbsko będzie bawiło się ze mną w kotka i myszkę.
- Dasz radę. Jestem tego pewien.
- A ja nie bardzo... Niestety.
- Jesteś silna. Wytrzymałaś we Włoszech. Każdego razu, cierpisz, gdy mnie widzisz, ale dajesz radę. To raka nie pokonasz?
- Tylko to nie jest ból po zerwaniu mięśnia... Ten ból się nie kończy i jest nie tylko fizyczny. Rak niszczy twoją podświadomość, psychikę. Niszczy ciebie.
- A moglibyśmy trochę inaczej spędzić ten czas?
- Nie na rozmowie o nowotworze? - pokiwałem głową. - Mi pasuje.
- To co? Powspominamy co nieco? - puściłem jej oko.
Uśmiechnęła się i pokiwała głową ochoczo.
Pierwotnie w tym rozdziale była masa lania wody,
ale chciałam Wam tego oszczędzić, mimo iż mnie nienawidzicie.
W części oczywiście.
KOMENTUJCIE, to motywuje. Dodaje weny. Pomaga.
Każdy komentarz to cegiełka budująca moją wenę.
Mam napisane już wszystkie rozdziały, ale podczas przepisywania je modyfikuję.
Tak tylko chciałam wspomnieć.
"Łotwa! Co? 3:0!"
Przeciwnik może nie najwyższych lotów,
ale każde zwycięstwo cieszy.
Można to było zauważyć na przykładzie Boćka,
który szczerzył się, jakby już medal MŚ dostał.
Pozdrawiam, Zuza.
| WRONA |
no niech ona wreszcie zacznie optymistycznie patrzeć na świat. i niech to się nie skończy śmiercią, proszę.
OdpowiedzUsuńwszystko w swoim czasie.
UsuńIrytuje mnie, kiedy ludzie się poddają bez walki i uznają, że już przegrali.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że Anka się obudzi i będzie walczyć. Za nim będzie za późno. W końcu chciałabym żeby stworzyła rodzinę z Nikim :'D
Pozdrawiam :)
również pozdrawiam :)
Usuń:)
OdpowiedzUsuńśliczna ta piosenka *.* i rozdział oczywiście też :)
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że może jeszcze jest szansa na znalezienie dawcy, może właśnie Zaytsev, skoro Ania jest jego damską wersją :) cały czas liczę na happyend tej historii, bo strasznie mi się podoba. Przyznam Ci się też w tajemnicy, że na egzaminie próbnym z polskiego w rozprawce użyłam przykłady z tej opowieści, zobaczymy, jak to oceni moja polonistka, ale ja jestem dobrej myśli :D
nasza reprezentacja gra tak pięknie :) pozdrawiam xx
Uwielbiam Artema, więc każdy jego wykon jest dla mnie niesamowity :)
UsuńCo do przykładów z mojej opowieści, mam nadzieję, że były pozytywne i że zostaną docenione. Bardzo cieszę się, że mogę kogoś zainspirować moją twórczością.
A reprezentacja rzeczywiście gra wspaniale. Zobaczymy, co będzie dzisiaj :)
Również pozdrawiam :)
Z miłą chęcią tutaj zaglądam i wracam do tego bloga. Uwielbiam styl jakim piszesz i uwielbiam też Ciebie. Bardzo mnie ciekawi to jak zakończy się ta historia mimo iż wcale nie chcę by się już kończyła :)
OdpowiedzUsuńo jejku. ktoś mnie uwielbia *-* chyba jesteś jedyną taką osobą na tym popieprzonym świecie.
Usuńfajnie, że podoba Ci się to opowiadanie :)
uff. dotarłam i tutaj :)
OdpowiedzUsuńod razu chciałabym cię prosić o regularne informowanie za pomocą ... czegokolwiek.
rozdziały jak na razie wychodzą ci świetnie i chętnie będę kontynuowała lekturę :)
Dziękuję i nie ma sprawy :)
Usuń