piątek, 30 maja 2014

Epilog

Nie umie umierać. Umiera przecież pierwszy raz.


Kochani! 
   Jak wiecie, pobraliśmy się z Anią po zaledwie kilku miesiącach znajomości. Doskonale pamiętam ten dzień. Jej cudowną sukienkę i chwilowe szczęście, bijące z Jej najpiękniejszych na świecie oczu. Jestem pewien, że bez względu na Jej chorobę i tak poprosiłbym Ją o rękę. Kocham Ją, mimo, że już zostałem wdowcem. Dwudziestokilkuletnim wdowcem, który już nigdy nie pokocha nikogo tak bardzo, jak Ją.
   Kiedy przebywała w szpitalu, poprosiła o poważną rozmowę. chwyciła mnie za rękę i kazała obiecać, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, by wypełnić powierzone mi przez Nią zadania. Po chwili zastanowienia przytaknąłem.
   Zaczęła słowami: "Kiedy odejdę, będę na Ciebie patrzeć z góry, jeśli Szef pozwoli, a miejmy nadzieję, że tak". Zaśmiała się, mnie do śmiechu nie było, i mruknęła: "Albo z dołu, ale umówmy się na górę. Musimy ustalić wersję oficjalną. Z resztą, góra lepiej brzmi". Powiedziała wtedy, żebym spróbował się ponownie zakochać, założył rodzinę, rozwijał się, lecz nigdy nie zapomniał o polskich kibicach, dopingu na polskich halach, Resovii, PlusLidze i jej zawodnikach. Poprosiła bym dopilnował Jej spraw rodzinnych w kwestii ślubów. Fabian, Pit... Pamiętajcie. Chciała bym traktował was, jak własnych braci.
   Kazała pogodzić się nam z Jej śmiercią. Kochanie, przykro mi, ale ja nie potrafię. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego Bóg nam Cię zabrał. Mogłaś jeszcze podarować życie komuś innemu... Próbowałem się pogodzić z Twoim odejściem, ale nie umiem. Przepraszam.
   Jednym z Jej ostatnich życzeń było również zaproszenie na pogrzeb Ivana. Witaj. Byłeś dla Niej, jak rodzina. Kochała Cię, jak własne rodzeństwo.
   Prosiła bym wyjaśnił Wam parę spraw, o których być może nawet nie macie pojęcia. Powiedziała: "Przedstaw im to tak, by mnie nie znienawidzili, albo nie! Przekaż im całą prawdę".
   Zacznę od Włoch. Kariera sportowa była bajką, lecz życie prywatne już nie bardzo. Jej były narzeczony nie wytrzymywał piętna irańskiej i afgańskiej wojny, jakie na nim spoczywało. Bił Ją, a ciosy zadawał tak, by nie było widać ich śladu na boisku. Koszmar, prawda? Tyle, że Ona nie potrafiła odejść. Za bardzo go kochała. Wie o tym doskonale jeden z tu obecnych, ale to zaraz. Tłumaczyła jego zachowanie psychologicznym punktem widzenia. Broniła go z miłości.
   Jak każda zaniedbywana, samotna kobieta, miała chwile słabości. Jedną z nich była noc spędzona u boku obecnego tu Matta, który dał Jej to, czego potrzebowała najbardziej na świecie: czułość, delikatność, ciepło i, jak się później okazało, miłość. Nie była w stanie jej w pełni odwzajemnić, gdyby potrafiła to on teraz stałby tutaj i do Was przemawiał. Wiem, że źle czuła się po zdradzie Santiago, więc zostawiła Andersona wczesnym rankiem w jego mieszkaniu, zostawiając po sobie jedynie list.
   Po paru tygodniach dotarła do Niej wiadomość o ciąży. Zapewne domyślacie się, kto był ojcem. W tym samym czasie dowiedziała się o tym, że Jej narzeczony zginął na froncie pod ostrzałem nieprzyjaciela. Poroniła. Powiedziała, że nie wie, za kim wylała więcej łez. Za Santiago, czy z dzieckiem. Pragnęła tego malca choćby po to, by przypominał Jej o Andersonie, który dał Jej to, czego inni nie potrafili. To są Jej słowa Matt.
   Długo zajęło Jej dojście do siebie, choć doskonale ukrywała się za maską szczęśliwego człowieka. W Jej wnętrzu odgrywał się dramat, a na zewnątrz zwykła obyczajówka. Pomagało Jej boisko, zatracała się w pracy, by nie myśleć o problemach, wiecznie pustym mieszkaniu i nienarodzonym dziecku, którego nie było Jej dane pochować. Ubolewała nad tym niemiłosiernie, gdyż zdążyła je pokochać.
   Jak już wszystko się znów zaczęło układać, dopadła Ją kontuzja. Przyleciała do Polski. Najpierw do Warszawy, potem do Rzeszowa, w którym czekała Ją pewnego rodzaju konfrontacja. Wiedziała o tym doskonale. Na początku udawała, że nie pamięta, ale nie udało się. Był jeden plus. Sądziła, że wróci do Włoch ze świadomością, że wszystko wyprostowała, popaliła za sobą mosty. Trochę się pomyliła.
   I znów, gdy już było blisko... Przeszkoda. Badania kontrolne. Niemalże wyrok. Białaczka. Pół roku życia i małe szanse na przeszczep.
   Chciałem się jej oświadczyć, a to wydarzenie tylko dodało mi odwagi. Nie zgodziła się na późniejszy termin ślubu. Powiedziała, że na ślubie nie ma zamiaru chodzić w peruce.
   Tydzień po tym wielkim dniu wylądowała w szpitalu. Był to trudny czas dla nas obojga. Oprócz mnie, Moniki, Oli, Natalii i soviaków nikt o tym nie wiedział. Nikt.
   Znalazł się dawca. Nie przeżyła doby po przeszczepie. Odbyły się dwie długie reanimacje. Walczyła dzielnie, ale przy drugiej nie dała rady. Odeszła. Po Jej jeszcze ciepłym policzku spływała pojedyncza łza, jakby chciała powiedzieć: "Przepraszam wszystkich. Próbowałam, ale już nie miałam siły. Przepraszam".
   Kazała nam dowiedzieć się, kto był dawcą i powiedzieć to na głos, czy zostanie z nami, czy też nie.
   Człowiekiem, który chciał uratować Jej życie, jest Matt. Dziękuję. Dziękuję za to, że byłeś gotów oddać Jej cząstkę siebie. Nie zapomnę Ci tego. Zawsze będziesz bliską mi osobą, przybranym bratem, mimo tego, co nas spotkało na, w pewnym sensie, wspólnej drodze. Kochała nas obydwu, bez wątpienia, i żaden z nas się tego nie wyprze...
   Aniu, mam nadzieję, że objaśniłem to tak, jak chciałaś. Jeżeli ktoś poczuł się urażony, to przepraszamy. Wybaczcie Jej i mnie. Nie chciała kłamać, ale nie miała wyboru. Sami już wiecie, jaka była sytuacja.
Dziękuję. 
Skarbie, wciąż Cię kocham i nadal będę...
Twój mąż - Nikołaj.

Pokonaliśmy Brazylię drugim składem 3:0!
Szacun na dzielni zagwarantowany!

Kochani, proszę Was, razem ze mną trzymajcie jutro
kciuki za Artem Furmana!
Jestem pewna, że nawet jeśli nie wygra,
to utrzyma się na naszym rynku muzycznym.
Chłopak jest niesamowicie utalentowany
i zasługuje na wygraną, jak nikt inny.

Wracając do opowiadania:
Wiem, że do ostatniej chwili mieliście nadzieję, że to skończy się inaczej,
ale od początku był taki zamysł
i nie potrafiłam tego zmienić, ot tak sobie.
Jestem osobą konsekwentną i nigdy nie robię tak,
by inni byli zadowoleni, kosztem mojego zadowolenia.
Taka jestem i nikt tego nie zmieni.

Epilog inny niż wszystkie poprzednie,
tak samo, jak opowiadanie.
Nie ma happy-end'u, jest smutek, pogrzeb...
Koncepcja listu pożegnalnego, przemówienia.
Myślę, że nie jest aż tak zła.

Wiele z Was będzie chciało mnie zaciupać, ładnie mówiąc.
Macie do tego prawo, jak najbardziej,
ale pamiętajcie, że to ja jestem autorką
i że to nie moja ostatnia historia.

Nie będę się rozpisywać, bo to nie o to chodzi.
Chciałam się z Wami pożegnać.
Ten epizod dobiegł końca, jak wszystko,
co na tym świecie istnieje.

Pytania o cokolwiek: ASK

Żegnam.

P. S. Każdy, kto przeczyta niech skomentuje. Chciałabym zobaczyć, ile Was tu rzeczywiście było. Nie ważne, czy przeczytacie to w dzień opublikowania, po tygodniu czy miesiącu. Zróbcie to dla mnie. Ten jeden raz. Na pożegnanie.

| WRONA |

34 komentarze:

  1. Koncepcja listu jest rewelacyjna. Szkoda tylko, że cała historia nie skończyła się zbyt szczęśliwie. Co do całego opowiadania, bardzo dobrze się je czytało, chociaż jako #teamMatt troszkę czuję się zaniedbana xD Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, w czasie pisania Matt mi zanikał, ale starałam się Go zawsze gdzieś wpleść.
      Dziękuję za pochwalenie mojego pomysłu. Z resztą, mi też ciężko się pisało tą ostatnią część.

      Usuń
  2. Jejku jaki cudowny ten epilog, aczkolwiek smutny :( Całe opowiadanie było bardzo fajne :) Pozdrawiam :*
    Zapraszam na mój nowy projekt z Wroną w roli głównej http://jednachwilawywracaswiat.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa i również pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Co by napisać....
    Podobało mi się zakończenie tylko że smutne ;(

    OdpowiedzUsuń
  4. dobra, nie będę nikogo oszukiwać... popłakałam się
    chyba jesteś moją bratnią duszą, czy jak to się zwie, po prostu wiedziałam, że to się tak skończy- listem. Mimo, że wcześniej komentowałam w kontekście szczęśliwego zakończenia, to od początku wiedziałam, że ktoś umrze. Gdyby skończyłoby się inaczej, całe opowiadanie nie byłoby tak efektywne. Mam do Ciebie ogromną prośbę: weź udział w jakimś konkursie literackim! Masz ogromny talent! Może i za bardzo nie znam się na tym, ale moim skromnym zdaniem jesteś świetna. Spędziłam z tym opowiadaniem bardzo miło czas, choć nie byłam tu od początku. Liczę na to, że zbliżające się wakacje zaowocują u Ciebie kolejnym opowiadaniem, a już teraz dołączam do 'czytaczy' Wrony. Przepraszam, że dopiero teraz, ale na dwóch na raz nie potrafiłabym się skupić XD
    Ta tematyka, czyli śmierć, choroba, cierpienie, nieszczęśliwa miłość to moja ulubiona, dlatego jeszcze bardzo długo ta opowieść zostanie w mojej pamięci.
    Pozdrawiam i mam nadzieję, że do szybkiego zobaczenia ;) :* / @unnamedsoldierr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opowiadanie z Wroną, póki co, będzie moim ostatnim, ale zobaczymy, jak to się wszystko potoczy. Po wakacjach zaczynam naukę w liceum i będzie ciężko zorganizować sobie chwilę czasu wolnego, ale może będę wrzucać coś w rodzaju imaginów.
      Opowiadanie to miało trafiać do serc, edukować i happy-end'em zakończyłoby się bardzo nienaturalnie, wręcz sztucznie.
      Pozdrawiam również :)

      Usuń
  5. Ten jak inne rozdziały super, mimo że smutny ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Szkoda, że nie było happy-endu, ale nie zawsze w życiu jest tak kolorowo. Trudno.
    Świetny epilog jak i cały blog. Czytałam każdy rozdział, czekałam na niego z niecierpliwością. Dziękuję za wspaniałe opowiadanie. ;D
    Pozdrawiam. ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miało być życiowo i pouczająco.
      Dziękuję za miłe słowa.
      Pozdrawiam również :)

      Usuń
  7. Zakończenie bez happy endu, tak jak sobie to wyobrażałam. Dziękuję za każdą chwilę, którą spędziłaś na pisaniu tego opowiadania, bo sprawiłaś, że ja czytając oderwałam się od rzeczywistości, wchłonęłam się w świat Twoich bohaterów, czując emocje, które przeżywali oni sami. Dziś łezka w oku się zakręciła. Jednak podoba mi się, że zakończyłaś tak a nie inaczej. DZIĘKUJĘ. A na pożegnanie i otarcie łez, Artem Furman wygrał X-Factor <3 Cieszę się razem z Tobą bo również mocno mu kibicowałam. Ściskam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też żyłam chwilami innym światem i to jest w takich historiach najpiękniejsze.
      Dziękuję za miłe słowa :)
      Pół godziny po ogłoszeniu wyników finałowych jeszcze trzęsły mi się ręce! Strasznie się cieszę! :) Zasłużył sobie chłopak na wygraną.

      Usuń
  8. Lubię opowiadania z happy endem, ale to te ze smutnym zakończeniem zdecydowanie bardziej zapadają w pamięć. Pokazują, że życie nie zawsze jest piękne i kolorowe. Choroba i śmierć nie wybierają i często dopadają ludzi młodych, pełnych życia.
    Szkoda, że to już koniec. Będzie mi brakować historii Ani, Nikiego i Matta. Cieszę się, że mogłam przeczytać to opowiadanie.
    Pozdrawiam i życzę miłego dnia :) @lullaby720

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To opowiadanie miało zapaść w pamięć i trochę nauczyć nas korzystania z życia i tego, co ono oferuje.
      Mi też będzie brakowało tej historii! Pozdrawiam również :)

      Usuń
  9. Pamiętam, jak czytałam pierwsze rozdziały. Wyobrażałam sobie różne scenariusze przyszłych, końcowych epizodów, ale ani raz nie przyszedł mi do głowy tak smutny...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, co ci odpisać... Nie zawsze jest kolorowo, po prostu.

      Usuń
  10. Nie wiem czemu, ale razem z rozpoczęciem mojej obecności na tym blogu towarzyszyło mi dziwne przeczucie. Przeczucie, że zakończenie nie będzie za wesołe. Cóż, niestety się nie pomyliłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby było szczęśliwe, to nikt by go nie zapamiętał, a tak, może chociaż części z Was, zapadnie w pamięć.

      Usuń
  11. Rycze.................
    Dziekuje za ten epilog i za całe opowiadanie. Byl świetny. Wzbudzasz emocje a to duży talent.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa. To moje trzecie opowiadanie, więc już się nauczyłam wzbudzać emocje i pisać tak, by również we mnie zostawała tego cząstka.

      Usuń
  12. Starsznie podoba mi się ten Twój pomysł z listem! Dał taki urok temu epilogowi, no. I nie ppowiem, czytając to łezka poleciała z oka. Takie trochę smutne. ;c.
    Szkoda, że ją uśmierciłaś na końcu, ale rozumiem koncepcje. :).
    Byłam od początku i jestem do końca, o! :D.

    Pozdrawiam serdecznie! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałam, by aura tego opowiadania tu pozostała wraz z tym odmiennym epilogiem. Chyba się udało ;)
      Bardzo dziękuję za to, że ze mną wytrzymałaś.
      Pozdrawiam również :)

      Usuń
  13. Zaczęłam to czytać ok. 2 tygodnie temu przeczytałam wcześniejsze rozdziały i powiem , że dziewczyno masz ogromny talent . :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Czytałam. Może nie sprawdzałam codziennie, czy jest nowy rozdział, ale przeczytałam. Ciężko mi określić, w którym byłam teamie, bo raz chciałam, żeby to byl Matt, a raz, żeby Nikolay. Opowiadanie bardzo ciekawe. Lekko się je czytało. Podobała mi się Twoja koncepcja. Płakałam, śmiałam się często i tak na zmiane. Na epilogu wylałam tyle łez, że aż mi wstyd. bo nie wiedziałam, że mogę się tak wzruszyć. Bardzo podobała mi się, że epilog był w takiej formie. Dziękuję. Powodzenia !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, że mogłam wywołać na czyjejś twarzy uśmiech. Niezmiernie cieszę się z tego powodu :)
      Mi bardzo zbierało się na płacz, jak to pisałam, więc nie ma się czego wstydzić.
      Nie-dziękuję i pozdrawiam :)

      Usuń
  15. Znalazłam niedawno, ale przeczytałam całe... Piękne :) Szkoda Ani :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za to, że nadrobiłaś i za miłe słowa :)

      Usuń
  16. Przeczytałam w jeden dzień. Bardzo mi się podoba. Epilog to po prostu... MISTRZ... Pełen emocji i wszystko tak fajnie wyjaśnione.
    To opowiadanie na długo zostanie w mojej pamięci...
    Pozdrawiam i życzę dalszej weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zajrzałam tu właściwie przypadkowo i dziwię się, że w ogóle ktoś to jeszcze czyta, ale dziękuję za miłe słowa. Zrobiło mi się cieplej na sercu, to na pewno. Co do weny, już nic nie piszę w ten deseń, lecz nadal publikuję (można zerknąć, jak ktoś ma ochotę). Chciałam dodać, iż bardzo się cieszę, że być może zapamiętasz tę historię... To wiele znaczy dla autora.
      Pozdrawiam również. Późno, choć lepiej późno, niż wcale.

      Usuń
  17. Piękne, cudowne tylko czemu smutne? Trudno i tak mi się podoba! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smutne, żeby zapadło w pamięć i być może po części wniosło coś do naszego życia. Dziękuję za miłe słowa.

      Usuń